piątek, 3 września 2010

Pawie bez komentarza (5)

"Okres studiów to najfajniejszy okres w życiu, mówię ci stary!!" Jeżeli ktoś Wam coś takiego kiedyś będzie próbował wcisnąć to nie bawcie się w sentymenty - walić ile wlezie. 4 lata, zszarpane nerwy, wrzody na żołądku pewnie też, grube tysiące zostawione na uczelni, zarwane noce, zmarnowane dnie, pierdolnik w pokoju jakby Katrina przeszła i kilogramy papieru zmarnowane na głupoty....
Póki co coś do słuchania




Tonedeff - Porcelain Wpadło mi ostatnio do głowy żeby wybrać najlepszy hip-hopowy kawałek - dla mnie oczywiście. Co dziwne kandydatów wcale tak wielu nie miałem, jakoś podświadomie tytuły same się nasunęły. Wygrał Tonedeff, Blisko byli Hi-Tek i Kweli z Blast, gdzieś tam kołatało się ATCQ (kilka tytułów), ale mimo wszystko założyciel QN5 wyszedł z tego małego battle zwycięsko. Ciężko o bardziej prawdziwy utwór

RA Scion - SoothsayerDla mnie kawałek i klip masakryczny. Jeżeli nie wiecie kto to jest RA Scion (chociaż ciężko zapomnieć jego image...) to jest to połówka Common Market. Jeżeli nie wiecie co to jest Common Market to odsyłam na youtube (hasło "trouble is").

Owal & Mezo - Pełen Pokus Nie ma beki! :D Mezo jeszcze dukał, ale Owal jak na tamte czasy to przynajmniej dla mnie kasował absolutną większość sceny (w tamtych latach to Mes mógł się od niego flow uczyć - taka prawda). Szkoda że tematyka tego numeru z perspektywy czasu to żart i szkoda że Owal ostatnią płytą (może dwoma) dorównał koledze







niedziela, 22 sierpnia 2010

Chuje muje dzikie węże itd

No i kolejna notka w tym tygodniu - pewnie czujecie już przesyt materiału, co nie?
Miałem to rzucić jak Małpa i może niedługo rzucę...a może nie.
Amfa, heroina, gwałty na zlecenie i bez zlecenia też, ściąganie haraczy, filmów i majtek - to wszystko zabiera czas - nie oszukujmy się! Czasu na pisanie nie ma. Zresztą widzę, że to nie tylko moja bolączka (patrz - galeria sław bloggera na prawo). No i okres wakacyjny to nie jest czas na to żeby zamulać przed kompem jeżeli nie jest się Lygrysem.
Jak mam zamiar znaleźć czas na prowadzenie bloga w trakcie kampanii wrześniowej i podchodząc do ostatniego (w końcu!) roku studiów, jednocześnie ogarniając codzienne obowiązki - nie wiem. Pewnie się to nie uda, ale przynajmniej teraz się do tego przyznając nie będę miał ciśnienia, że coś muszę napisać i paradoksalnie może wtedy się uda :)

Dobra. Dosyć pierdolenia. Dałem znać że żyję i może na dniach pewnie w następny weekend dam coś do poczytania. Przy okazji sorry, że nie odpisywałem na komentarze w notkach, ale jak przeczytam i od razu nie odpowiem to już pozamiatane - zapominam.

Z periodyzacji polskiego rapu: "Tak z ciekawości zapytam czemu nie jest nic wspomniane o Pokahontaz?" Ponieważ ta płyta znaczy tyle dla polskiej sceny co dla mojego rozkładu dnia 15 sek. przy pisuarze.

One love


PARIS - The Devil Made Me Do It Definicja flow

poniedziałek, 24 maja 2010

Prawie bez komenatrza (4)

Nadmiar czasu mi nie dokucza i wątpię żeby to się zmieniło w czerwcu (sesja nr 8).
W planach odświeżenie listy najlepszych albumów (duuuużo się zmieniło) i to co już obiecałem ostatnio. Ale już bez podawania dat.


Atmosphere - Trying To Find A Balance Nigdy na dobre nie wkręciło mnie Atmosphere, ale jak już dorwę jakąś płytę to ciężko mi ją wyrzucić z playlisty. Sprawdzenie dyskografii w planach na najbliższe pół roku

Macklemore - American Jakoś tak z Gran Torino mi się kojarzy :)

Slick Rick - Teenage Love The GREAT Adventures of Slick Rick. Prawie Hip-POP :)

piątek, 7 maja 2010

Prawie bez komentarza - special edition


Sobota, 8 maja, godzina 19.30, Park Sowińskiego na warszawskiej Woli - koncert Taliba Kweli


Talib Kweli - Rush

Talib Kweli - Ms. Hill

Talib Kweli - Long Life

Można nie lubić liryki, trzeba doceniać skillsy
Oby pogoda się poprawiła...





EDIT!!!!!!!!


Talib zajebisty koncert dla średnio zajebistej publiczności. Jeszcze gdyby mnie oczy nie napier.... i nie psuły humoru przez cały dzień to w ogóle było by git. Aha, śmieje się w twarz tym co byli na juwenaliach zamiast na Warsaw Challenge (to o tobie, o tobie i o tobie!) 

czwartek, 29 kwietnia 2010

Prawie bez komenatrza (3)

Trudno jeżeli kogoś urażę, ale muszę to powiedzieć. Metale (z niewielkimi wyjątkami) to skończeni idioci i ignoranci jakich mało. To znaczy zabawni i czasami sympatyczni, ale głupi do sześcianu.(edit: hip-hopowcy sa jeszcze głupsi) "For whom the bell tolls" czyli "komu bije dzwon" to tytuł jednego z największych przebojów Metalliki, przy okazji tytuł numeru Evidence'a z "Layover EP" (i mojej ostatniej notki). Na youtube ten numer EV wrzuciło kilka osób i pod każdym 80% komentarzy dotyczy kradzieży tytułu legendarnej grupie.
Świetne jest to, że żeby dotrzeć do kawałka Evidence'a trzeba się przedzierać przez kilka stron wyników (po jaką cholerę bohaterowie naszej historii to robią to nie wiem...).
A jeszcze lepsze jest to, że niejaki Ernest Hemingway  (anonim, co nie?) napisał jakieś 60,70 lat temu książkę pod tytułem.......  - zapewne także skradzionym Metallice - "For whom the bell tolls"
Kazik także zakosił ten tytuł, przy okazji bezkarnie go kalecząc tłumacząc na język polski! Hańba! 


Dzisiaj trzy pozycje:

Masta Ace feat. Edo G - Wutuwankno Ponieważ nie znam się na muzyce to "A Long Hot Summer" stawiam w osobistym rankingu trochę niżej niż "Sittin' On Chrome", ale to nie zmienia faktu że obydwie pozycje są prawie klasyczne. A może nie "prawie"....

Madvillain - Strange Ways Madvillain 2 ja chcę


Snoop Dogg - Ain't No Fun Lato idzie, co nie? :) nie bez powodu nie dałem wersji z tłumaczeniem. Jest na youtube jeżeli ktoś potrzebuje. Niektórych numerów lepiej nie tłumaczyć. Zresztą w ogóle tłumaczenia to idiotyczna sprawa. www.raptranslations.pl sie ze mną zgadza

aaaa jeszcze Cooper i Bergman też są zamieszani w spisek



środa, 28 kwietnia 2010

Płynne myśli (3) - For Whom the Bell Tolls

Krótka piłka - trzy tematy.



Souls of Mischief

Panuję - myślę, że dość powszechna - opinia o tym, że klasyczne płyty rozpoznaje się dopiero po jakimś czasie. Pewnie jest w tym sporo prawdy, no ale reguły żadnej nie ma o czym świadczy "Montezuma's Revenge" - czyli powrót po latach jednej z tych klasycznych grup, które spokojnie można stawiać w jednym szeregu koło ATCQ, BDP czy Gang Starr. Nie porównuję tutaj żadnej z nich, bo każda reprezentuję inny nurt, bardziej mówię o klasie.
Tak więc mamy Souls of Mischief, które wraca po latach nieobecności na scenie. Wszyscy wiedzą czym się takie powroty najczęściej kończą. Q-Tip to raczej odosobniony przypadek, bo wystarczy wspomnieć zeszłorocznego Rakima, który dał skandaliczną płytę swoim fanom. "Wu-Massacre", czyli próba reaktywacji części Wu-Tang Clan też przyciąga do siebie raczej niezbyt pozytywne epitety. Jay-Z swoim krążkiem, także raczej skaleczył nazwę "The Blueprint" i odciął kolejny kupon niż cokolwiek wniósł do rapu.
W przypadku powrotu Souls of Mischief jest zupełnie inaczej!
Rzadko mi się zdarza,żeby płyta wkręciła mi się od pierwszego odtworzenia, a tak było w tym przypadku.
Lirycznie album stoi na poziomie wyższym niż 90% płyt które miałem szansę przesłuchać w zeszłym roku i kropka. Każdy znajdzie coś dal siebie - od bragga, przez poważniejsze kawałki o uczuciach (rewelacyjne "Postal") po proste życiowe rymy o wszystkim czyli o niczym (czyli to co wszyscy najbardziej uwielbiają).
No ale to nie szata zdobi króla tylko....Książę zdobi tę płytę. Prince Paul jeszcze kilka miesięcy temu był dla mnie wyłącznie takim nieoficjalnym członkiem De La Soul. Po "Montezuma's Revenge" stał się producentem, którego każdy bit chcę mieć w trzech kopiach na wszystkich możliwych nośnikach. Nie do pojęcia jest jak producent z takim stażem, pewnie spędzający łącznie lata na produkcji, był w stanie wyprodukować tak świeżą płytę, a jednocześnie czerpiąca pełnymi garściami z lat 90'. Wydawać by się mogło, że nie uda się reanimować trupa i z tego brudnego brzmienia nic już nie da się wycisnąć - a jednak. "Proper Aim" czy "Tour Stories" bez problemu mogłyby się znaleźć na debiucie grupy z Oakland i nikt by nie pisał, że Tajai i s-ka wyprzedzili swoje czasy. I to jest piękne...
Wiem, ze każdy ma swoje odczucia, już podobno zakodowane w dzieciństwie wzorce według, których odbiera muzykę więc liczę się z tym, że wiele osób (jeśli nie wszyscy) ma odmienne zdanie ode mnie, ale ja osobiście "Montezuma's Revenge" stawiam na jednej półce z "Madvillain", "Midnight Marauders" i "Train of Thought". Jak to się zwykło mawiać - nie każdy musi lubić, każdy musi posłuchać.







Proper Aim


Lalala


Postal


Shovany TeTris

Kilka słów zaledwie, bo wydaje mi się, że za dużo obecnie czasu poświęcam Tetowi, nawet biorąc pod uwagę, że to obecny nr.1.
Rewelacje czemu tristape nosi nazwę "Shovany" przestały być śmieszne gdy wyczytałem gdzieś, że to z szacunku do nowego albumu Ostrego..... :|
Coś jeszcze o warstwie muzycznej. Dziwny wybór Tetrisa i Torta z tymi bitami od Jaya, z dwóch powodów. Pierwszy to taki, ze większość tych bitów każdy (prawie każdy) zna na pamięć - a mówiąc wprost - są oklepane. Drugi to postawienie na niektóre bity z "Blueprint 3", który - ujmijmy to delikatnie - do produkcyjnych arcydzieł nie należy.
No i trzecia kwestia. Ja rozumiem, zakopanie wojennego topora, ale po co Rak na tym mixtape'ie? Dioxa od biedy przeżyję, ale ten pierwszy jest kompletnie asłuchalny od lat i nic się nie zmienia jak u Rysia. Razi w uszy.

Stick2MyNameRight > Shovany 1 > Shovany 2


R.I.P.

Mało było szoków w ostatnim czasie to tydzień temu dostaliśmy następny.

Sam nie wiem, co mnie bardziej walnęło. Czy śmierć w tak szczególnym miejscu dla Polski czołowych przedstawicieli właściwie głównych środowisk (patriotyczne, wojskowe, feministyczne, w jakimś stopniu liberalne) czy odejście Guru - bez wątpienia jednego z 3 najbardziej zasłużonych ludzi dla hip-hopu. Chyba nie ma co wartościować, bo to tak jakby spieniężać czyjąś śmierć. chociaż Jarek już przy listach z podpisami rozdawał bez wahania zdjęcia brata i bratowej. To będzie najbardziej brudna kampania jaką widzieliśmy - ja to mówię.
Cieszę się, że Korwin-Mikke odszedł z UPR to przynajmniej będę miał na kogo zagłosować w następnych wyborach...parlamentarnych, bo na stanowisku prezydenta go nie widzę.
No ale dość tej polityki.
Najsmutniejszą myślą jaka mi przyszła po informacji o śmierci Guru to ta, że to może być dopiero początek.




Wystarczy spojrzeć na to zdjęcie J Dilli żeby to zrozumieć. Alkohol, fajki, dragi w hiper ilościach, seks z kim popadnie - żaden organizm tego nie wytrzyma przez dłuższy okres. Wątroba jest tylko jedna i nie jest w stanie odfiltrować wszystkiego.
Dinal - Bułki z szynką

Kilka zdań na koniec

W zeszłym roku było Souls of Mischief w tym Pharoahe Monch ma mocno zaakcentować wczesne lata 90'. Warto czekać!

No i na koniec, życzę szczęścia maturzystom! Nie róbcie tego co ja i nie przygotowujcie prezentacji z polskiego na 5 godzin przed matura - wtedy otrzymacie pełne 20 a nie 16 pkt ;)
Nie zastanawiajcie się czy koleżanka z ławki obok ma czerwone stringi - lepiej zapytać przed egzaminem.
Przed ustnym warto uśmiechnąć się to tej, która będzie was egzaminowała (MILFs się najlepiej na to łapią).

czwartek, 22 kwietnia 2010

Prawie bez komenatrza (cz. 2)

To co się stało na przestrzeni ostatnich 2 tygodni to trauma na całej linii. Wszyscy wiedzą do czego i kogo pije w tym momencie. Mało nam było 10 kwietnia to doszedł jeszcze 20 kwi.
Ja w między czasie złapałem jakieś przeklęte wirusowe zapalenie spojówek i obecnie jeszcze śmigam w opasce jak Slick Rick.
Mam nadzieje na wydobrzenie w najbliższych dniach więc będzie okazja na większy komentarz do wszystkiego co się ostatnio wydarzyło.

Póki co:

Audio Two - Top Billin' numer, którego nawet jeżeli nigdy nie słyszeliście to i tak go znacie (taka tajemnicza zapowiedź, nie?). Sprawdźcie czemu

Tak pewnie będzie, że co jakiś czas wrzucę coś nie rapowego, bo daję nura w klasykę innych gatunków. Na początek coś z ulubionej płyty Bartkosa. The - Beatles - Lucy in the Sky with Diamonds



Rest in peace

czwartek, 8 kwietnia 2010

Prawie bez komentarza

Taki "kącik" z linkami do klipów/numerów na youtube i nie tylko. Większość blogów ma coś takiego to i ja mogę, w końcu nie samym tekstem blog żyje.

Numer z mitycznej dla mnie "Melassy" Kazika. Wiek XX. Żeby chociaż połowa anderów o których wspominałem kilka dni temu jechała tak jak Kazik tutaj to nie marudziłbym tyle.

Coś o wiele cięższego na jednym z najbardziej surowych i najgenialniejszych bitów jakie słyszałem. Company Flow - 8 steps to perfection. Aha, EL-P to absolutna czołówka raperów trudniących się także produkcją.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Siła w undergroundzie? Bez jaj

Nie będę szukał króla podziemia, nie dzisiaj.
Nie będę jechał śmiesznego mainstreamu szukającego sposobu na podbicie sprzedaży krążków przez nieustający beef.
Nie mam zamiaru propsować żadnego młodego kocura - dzisiaj na odwrót. Wbijam szpilkę w podziemie.

Kilka dni miałem okazję w końcu sprawdzić zachwalaną i polecaną właściwie przez wszystkich z którymi rozmawiałem (o rapie) płytkę Quiza.
Wrażenia jak pewnie łatwo się domyślić nie były najlepsze. Owszem, pod względem muzycznym fajnie, elegancko i dokładnie wyprodukowana. Natomiast jeżeli chodzi chodzi o gości no to....powiedzmy że słowo "rozczarowanie" będzie bardzo skrajnym eufemizmem.
Karwan - z tego co zauważyłem, wiele osób robi z niego drugiego Zkibwoya. Nie rozumiem na jakiej podstawie. Typa lata świetlne dzielą od lekkości w nawijce reprezentanta Brudnych Serc. Głos "jeden z miliona" i nic co by zmuszało mnie do zapętlenia numeru.
Ras? Rasmentalizm ani trochę mnie nie porwał (wiem, że jestem w zdecydowanej mniejszości). Płyta z Weną już lepiej, ale to zasługa Weny i niektórych mocno bangerowych bitów.
Emazet. Niegdyś jeden z moich ulubionych członków Szybkiego Szmalu. Jednak mijają kolejne lata i nadal zero progresu. In minus
W miarę ciekawie Młd - na pewno wyróżnia się na tle reszty szaraków.
Green - ja się pytam kto to? I co robi na tym bicie?
Na Pół etatu? Jak wyżej
Żeby już nie bawić się w wyliczankę to krótko. Świetny numer Brudnych Serc, przyzwoicie W.E.N.A., ciekawy kawałek Pivota, ale tylko z powodu patentu na refren, reszta trochę budzi niesmak. Zdecydowanie poniżej poziomu Tetris i Laikike1. VNM nadal ma krzywy ryj i nie potrafi rapować. Reszta szara jak te bloki co w "Blokersach" wszyscy propsowali.


Jakieś 5 lat temu, gdy zaczynało być głośno w środowisku o kotach typu Eskaubei, Tet, Kada - cały All Star Team, Międzymiastowa i wielu innych, to byłem porażony poziomem ich rapu na tle ludzi z "legala". Mówię tutaj o wachlarzu tematyki, technice, stylu, flow, samokrytyce, wiedzy wykraczającej poza pierwszy Wu-Tang, zabawie słowem - słowem wszystkich atrybutach rapera.
Nie bez znaczenia był także fakt, że czołowi przedstawiciele podziemia stanowili prawdziwą alternatywę dla takich ludzi jak jak Tede czy O.S.T.R. . Nawet jeżeli nie przebijali ich umiejętnościami (mimo, że obaj jako takie posiadają przeciętne) to przynajmniej dbali o muzyczny aspekt albumów czy chociaż ciekawą tematykę (np. Prezes, którego perwersje do dzisiaj mnie śmieszą).
W tekście dotyczącym periodyzacji polskiego rapu (link na górze strony) dość wyraźnie podkreśliłem dwa okresy tj. lata 2000-2002 oraz 2004-2006. Obydwa charakteryzują się ogromną liczbą świetnych albumów z tą różnicą, że w pierwszym były zakontraktowane, a w drugim - nie. Jednocześnie przewidywałem, że już niedługo wszystko może przyjąć podziemny wymiar i chyba , mam wrażenie, ten okres jest coraz bliżej. Tylko co wtedy? Kto miałby prowadzić tę scenę?
Raperzy, którzy są na ustach wszystkich obecnie, czyli Smarki, Tetris, nawet Małpa - to wszystko są "produkty" wczesnych lat 2000'. Zresztą nawet jak ich wszystkich podliczymy to z tych umiejących trzymać mikrofon będzie 20 (już o tym pisałem).A reszta?
Ostatnio dałem się także skusić na najnowszą płytę Ostrego, bo jak wiadomo, rok bez Adama to...2013? W każdym bądź razie pomimo tego, że jako rapera zhejtowałem go już na wszystkie sposoby, pomimo tego, że mam wrażenie na ostatniej płycie rapował przez zaciśnięte zęby, jest monotematyczny i zajawki nie czuć już ani trochę to równanie prawidłowe wygląda tak

O.S.T.R. > Karwan, VNM, cały Szybki Szmal, Solar,

Podejrzewam że Janca by się ze mną nie zgodził (nie zgodzi), ale dla mnie osobiście polski underground popadł w całkowitą przeciętność - czyli coś dla czego miał przecież z założenia być alternatywą.
Jasne, że te kilka lat temu nie każda podziemna produkcja była wartka choćby naciśnięcia PLAY. Ba! Myślę, że absolutna większość  produkcji była poniżej krytyki, bo tę większość stanowili chłopcy, którzy jak Peja w Blokersach przy pomocy pończochy mamy chcieli przejąć scenę rapując o tym, ze znowu policja ich zwinęła (sprytnie pomijając fakt, że wszystko miało miejsce w GTA). No niestety, taka specyfika wielkich aglomeracji.
Jednak tacy zyskiwali poklask najwyżej wśród ziomków i nikogo więcej. I to się niewiele zmieniło. Zmiany zaszły jedynie w kanałach dostępu. Kiedyś płyty krążyły z ręki do ręki dzisiaj krążą linki do youtube.  

Pierwsi mistrzowie

Kolejny mistrz
Tego jest na pęczki

Jednak propsują nadal tylko znajomi z bloku, bo nie wierze że ktokolwiek z uszami w odpowiednim miejscu potrafiłby temu przyklasnąć.
Jednak problem leży gdzie indziej, bo przecież nie w takich kalekach. Kiedyś o sile podziemia stanowiła grupa świetnych raperów i producentów - obecnie uwaga skierowana jest choćby na takiego Venoma (wraca jak jojo) o którym słyszało może kilkadziesiąt osób (w tym ja) do momentu gdy rozpoczął współpracę z Boberem. Gdyby nie to, VNMa by nie było na scenie i karierę robiłby na Wyspach w rynku kebabów. Takich typów z przypadku, mam wrażenie, jest coraz więcej.
Co z tego, że taki Tetris wypuści kolejny bardzo dobry  (co najmniej bardzo dobry) mixtape? Co z tego, że może w końcu Brudne Serca wypuszczą LP? co z tego że po sezonie NBA Jimson wróci do rapu skoro to są krople dobrego whiskey w morzu najtańszego rdzożernego wina. I na domiar złego nikt nowy, ciekawy na tej scenie się nie pojawił w ostatnim czasie. No na myśl przychodzi mi tutaj Medium, ale jego nowy album wychodzi w Papoosowym tempie.




Tak jak jeszcze 2, 3 lata temu broniłem rękoma i nogami podziemia, obecnie  śmieszy mnie jak nigdy. Może nawet nie sam rap, co słuchacze. Bo MY te kilka lat temu promowaliśmy na wszelkie sposoby (ja nawet rozdawałem "Naturalnie" osobom niesłuchającym rapu) świetnych wykonawców, którzy naprawdę dawali nadzieje tej scenie. Obecnie dostaję linki do płyty z rekomendacją "sprawdź, zajebiste", ściągam, włączam i wywalam z dysku zaraz po intrze. I chyba nie jestem wyjątkiem, bo takie niezbyt przychylne opinie krążą już od dość dawna, tylko nie bardzo chciałem to przyznać.
Kończąc te krótkie przemyślenia (może kiedyś znajdę więcej czasu, żeby to rozwinąć) muszę powiedzieć, że w pewien sposób nawet rozumiem podbijanie każdego kto nie klei czasowników i posiada jako taką dykcję, bo sam czuje głód dobrego polskiego rapu. Ale nie wiem czy kaleczenie uszu przeciętniakami głód ten zaspokaja u kogokolwiek.


PS. No i jeszcze tak trochę wykraczając poza temat.

Łona to ostatni ze starych wyjadaczy, który zasługuje na naprawdę wielki szacunek - parafrazuje ale taki sens miała jakaś opinia jaką ostatnio czytałem i podbijam w zupełności.
Jako jedyny zalicza ciągły progres, jako jedyny nie kurwi się dla hajsu podpisując kontrakt z wytwórnią na której wieszał bomby przez lata (Leszek), nie nagrywa z pop-wypłuczynami z Afromental (drogi Piotr) i nie trzaska kasy na udających indywidualizm małolatach (Adam) i tępych małolatach przeładowanych adrenaliną (cała zgraja imion).
Propsuj Łonsona.

środa, 10 marca 2010

Rapowa Blogosfera

"Polska blogosfera jest stosunkowo młoda jednak liczba blogów stale rośnie. Co ciekawe wzrost liczby blogów nie pociąga za sobą wzrostu liczby czytających
. Co więcej – nawet sam wzrost liczby blogów należy traktować „z przymrużeniem oka” bowiem ponad 98% blogów jest „martwa” tzn. od ponad miesiąca nie pojawiają się na nich wpisy.
Możliwość szerokiej kategoryzacji blogów w macierzystym serwisie doprowadza do
sytuacji, w której jeden blog może być przypisany do wielu odmiennych i zupełnie
niestycznych ze sobą kategorii jak np. motoryzacja, polityka, zwierzęta i rodzina.
W powiązaniu z powyższymi faktami można stwierdzić, że „żywych” blogów
traktujących w szerokim sensie o polityce jest ok. 150."

Ten kawałek mojej pracy zaliczeniowej z Psychologii Marketingu Politycznego stanowi świetny punkt wyjścia do głównego tematu.
No właśnie, liczba blogów rośnie - chociaż już nie tak intensywnie jak choćby 2,3 lata temu, ale nie pociąga to za sobą liczby czytelników. Dla mnie powód jest oczywisty, choć pewnie specjaliści od internetu by się z nim nie zgodzili - w tym kraju niewielu umie pisać. Zresztą jak mamy umieć pisać skoro nawet nie umiemy czytać - niecałe 50% społeczeństwa czyta choćby jedną książkę ROCZNIE. Nie zmuszam nikogo do czytania literatury, ale ten wynik jest tragiczny na tle innych państw europejskich. "Chcesz pisać, zacznij na początku czytać" - podpisano Sir TeTris.
 Tak wiec ciężko przyciągnąć czytelników, gdy kreatywność i umiejętność posługiwania się słowem pisanym jest w powijakach, nie? Nawet zmiana charakteru blogów z online diary na bardziej skierowane na odbiorców niewiele pomogła. Dotyczy to tak blogów muzycznych, politycznych, kulinarnych i jakich tam jeszcze chcecie.
Rap-blogi na dobrą sprawę zaczęły rozkwitać ok 2005 roku - to był końcowy okres boomu na hip-hop i początek boomu internetowego w Polsce (portale społecznościowe z gronem na czele chyba są najwymowniejsze). Jednak to ostatnie 2 lata przyniosły obecny obraz polskiej rap-blogsfery. Główna w tym zasługa Bloggera, który chyba skupia największą liczbę blogowiczów.
Poniżej przedstawiam listę blogów, które moim zdaniem wymagają podkreślenia, zaznaczenie obecności, kilku słów recenzji itd - z różnych powodów. Pominąłem blogi typowo downloadowe, koncentrujące się na serwowaniu filmów z youtube i te o których po prostu zapomniałem. Treść, forma, styl i oryginalność - główne kryteria.
3 grupy, blogi wymieniam mniej więcej w kolejności poznawania.

Northim Kismajes - Na ostrzu pióra...


To w sumie drugi blog Northima w znacznej mierze koncentrujący się muzyce. North jeżeli dobrze pamiętam rozpoczął blogowanie w tym samym okresie co ja tj. ok. 2006/2007 roku.
"Na ostrzu pióra" stanowi idealny przykład, że nie trzeba zgrywać Alfę i Omegę żeby zapracować na szacunek. Czasami "wystarczy" nie robić błędów ortograficznych/stylistycznych/interpunkcyjnych oraz jasno i precyzyjnie wyrażać własne zdanie a nie pisać cokolwiek byle się komuś spodobało. Teksty Northima to także nieprzeciętna kreatywność i zdrowa dawna humoru bez robienia cyrku.
Wszelkie notki obecne i szczególnie te sprzed lat polecam młodszym blogerom, żeby zobaczyli "jak to się robi".


Muzyczny blog Litosława


Trzy razy zabierałem się za napisanie tego i za każdym razem z innym nastawieniem. Za pierwszym razem delikatnie, za drugim zjechałem po całości. Puszczam trzecią wersję, chyba najbardziej obiektywną jeżeli w ogóle można mówić o obiektywizmie w wyrażaniu opinii.
Przedstawiać Lite'a chyba nikomu nie trzeba, bo każdy kto ma dostęp do internetu musiał się natknąć na recenzje przez niego pisane albo choćby wywiady, których tam kilka było (m.in. z Racą).
Przyznam, że był okres gdy byłem pod ogromnym wrażeniem aktywności tego chłopaka. Systematyczność w pisaniu czyli coś czego mi osobiście brakuje - chociaż tutaj też dochodzi różnica wieku i obowiązków. Tak czy inaczej nie ma bardziej aktywnego blogera zaangażowanego w jakimś tam stopniu z rapem. To plus.
Schody się zaczynają dalej. Czytając kolejne wpisy, czy też recenzje - bo to na nich się koncentruje Litosława - zdałem sobie w pewnym momencie sprawę, że gdzieś już to czytałem....a konkretnie w poprzedniej jego recenzji. No niestety, kreatywność i pomysłowość przynajmniej w recenzowaniu nie jest jakimś wyjątkowym atutem Lite'a i to jest jedna z największych wad jego bloga. Nie mówię, że należy wymyślać recenzje typu "dialog z cieniem", układać je z tekstów recenzowanych płyt czy coś w tym stylu. Bardziej chodzi mi o to "coś" co jest w stanie utrzymać czytelnika przy tekście. I nie chodzi o robienie tego dla innych tylko dla samego siebie. Rebusy, alfabety i pomysłowe tytuły - to nie to świadczy o kreatywności.
Drugi kamyk do ogródka to już nie kamyk, a głaz jak ten co Syzyf się z nim męczy. Wiedza!
Żeby była jasność, nikomu nie wypominam braku tej wiedzy, bo to jest coś co gromadzimy przez całe życie. W dodatku Lite jest dość młody wiec czas na rozwój muzyczny ma. Problem dotyczy pozerstwa (nazywajmy rzeczy po imieniu) i robienia z siebie specjalistę w kwestii muzyki podczas gdy każda jego recenzja płyty ze
Stanów ujawnia te braki. Recenzja zeszłorocznej La Coka Nostry dla mnie to było maksimum tego co jestem w stanie przetrawić. Zresztą jak można zacząć recenzję od słów "Nie znam sie na rapie z USA ale coś tam napiszę" litości.
Do tego dochodzą płytki z tak egzotycznych regionów jak Skandynawia, Hiszpania, Bałkany - sam czasami lubię sobie zapuścić coś innego niż Polska/USA/Kanada, ale powiedzmy to wprost - europejski rap to padaka. IAM, Hocus Pocus, Looptroop - nie kojarzę wiele więcej grup wartych większej uwagi. Koncentrowanie sie na Starym Kontynecnie w przypadku tak ograniczonej wiedzy nt. klasyki właściwie dla mnie przekreśla gościa.
Moja rada dla Lite'a, której i tak nie przeczyta,a na pewno nie weźmie do siebie - odpuść sobie recenzowanie płyt spoza Polski, nadrób zaległości, nie rób z siebie Druha Sławka, rozszerz słownik i schematy tekstów - to będzie dobry początek.
I mimo wszystko, uważam że ze wszystkich amatorów blogowania to Lite ma największe szanse żeby kiedyś żyć z tego co pisze - jeżeli tylko weźmie do siebie to co wszyscy z głowa na odpowiednim miejscu starają się mu powiedzieć.

RaportHH


Jednolita szata graficzna, przerost filmów z youtube przez co strona się ładuje i przewija ruski miesiąc (na moim komputerze...) i.....nie jestem w stanie nic więcej wyłapać. Obecnie dla mnie najlepszy rapowy (choć nie tylko) blog w sieci.
Gdybym miał się bawić w wymienianie zalet to na pierwszym miejscu - daleko wyprzedzającym następne - jest wiedza Bartkosa. Coś o co w sumie jestem zazdrosny, bo ambicję żeby znać lata 90 w takim stopiu jak Dawid mam od dawna - z różnym skutkiem....
Do tego systematyczność, niebanalność tekstów i poukładane pod czaszką.
Jeszcze jedno co mnie cały czas zadziwia to ilośc tutułów w rubryczce "Na odsłuchu".Ja nawet jak odświeżam płytki to z 3,4 przesłuchania im poświęcam (o nowościach już nawet nie mówię).
Gdybym dostał zsyłkę na Sybir i mógł ze sobą zabrać laptopa z dostepem do jednej strony internetowe to.... nie byłby to Raport, raczej youtube czy coś podobnego. Ale przy 5 stronach już bym sie zastanowił. Czytajcie i uczcie się bo warto.


Jacy Rap



Drugi po Litosławie, który dostał tytuł "gimbusa" wśród blogerów - z kilkoma znaczącymi różnicami:
- Jaca nie robi z siebie specjalisty od muzyki
- sięga po takie płyty, o których ja w jego wieku pojęcia nie miałem ("Midnight Marauders", "Illmatic", "It Takes a Nation of Millions to Hold Us Back")
- póki co wstrzymuje sie od pisania o nich - i dobrze
- ogólnie pozytywnie zakręcony koleś



AxunArts


Na poczatek - nie czytuje regularnie, za to szanuje bardzo. Nie śledzę bo raczej rzadko trafia w mój gust muzyczny. Szanuję, bo Axun przebija wszystkich jeżeli chodzi o regularność wpisów i zdecydowaną większość jeżeli chodzi o warsztat pisarski. Gdyby nie to, że to wordpress to w ogóle zastanowiłbym się czy nazywać to blogiem, bo także layout budzi podziw (blogi zazwyczaj nie grzeszą wyglądem).
Co jeszcze? Duzo informacji o nadchodzącej płycie Ani Dabrowskiej - za to + 10 do respektu.
Należy też wspomnieć o nowym na załodze AxunArts Marcinie Pe. Trzeci z grona gimblogerów.
Tutaj - tak jak u Jacy - daleki jestem od jechania Marcina, bo w jakiejś mierze przypomina mój początkowy styl pisania. No i jest kibicem Juve....i studiuje politologię (student 4 roku Nauk Politycznych się kłania) -sorry, "lokalny" patriotyzm - nie bede jechać. Choć oczywiście wiele rzeczy do poprawy - prawie wszystko to co Lite'a.

Rap z podziemia


Jeden z dwóch blogów, na które trafiłem w ostatnim czasie. Janca robi coś świetnego, coś na co kiedyś miałem ambicję ale brak czasu wybił mi ten pomysł z głowy. Chodzi o przedstawianie podziemnych produkcji z Polski. Jako były fanatyk polskiego undergroundu nie mogę nie spropsować. Oby wystarczyło zapału, bo o poziom się nie martwię.

eNoiDe - producencki punk widzenia


Fajnie wiedzieć że ktoś rzuca mięsem więcej niż ja :) i że nie jako jedyny budzę się z najpopularniejszy polskim słowem przestankowym na ustach. W sumie ciężko znaleźć jakiekolwiek minusy....poza jednym paskudnym - szablon bloga. Od lat zastanawiam się czemu blogger jeszcze nie pozbył się tego czarnego ohydztwa.

Czarny czy Biały?


Ciężko pisać o samym sobie, ale spróbuję.
Tak więc jest to kontynuacja mojego bloga z Bloog.pl.
Cechy charakterystyczne? Błękitne oczy, długie rzęsy i aktywność zamrożonego leniwca (ale cały czas żyję nadzieją, że to się zmieni). Nie specjalizuję się w recenzjach - ten typ oszczędzam na najbardziej warte tego płyty. Dużo głupich przemyśleń, z dupy mentorstwo jak ostatnio KRS-ONE. Wystarczy.

Na koniec kilka słów. Andrzej Cała i Andrzej Buda. Dwaj dziennikarze, dwaj utożsamiający się z rapem czy też kultura hip-hopową, a jakże diametralne różnice.
O Calaku nie będę nie będę się rozwodził, bo wystarczająco posłodziłem w recenzji "Beaty, Rymy, Życie".
O Budzie też pisałem, ale temat mnie do dzisiaj gotuje. Nadal nie rozumiem jak można być tak ograniczonym i jednocześnie aroganckim. Straszenie każdego kto śmie napisać prawde o sz.p. Andrzeju procesem cywilnym jest tak żałosne jak poziom jego publikacji. Tym bardziej, ze sam nie ma skrupułów w obrażaniu innych. Polecam panu kodeks cywilny przeczytać, a nie nim straszyć i przy okazji zaznajomić się z precedensami dotyczącymi blogów i w ogóle internetu. "Gówno z siebie dajesz to do ciebie wraca" (po raz kolejny z pozdrowieniami od Teta od Ostrego). A do tej pory z tego co wiem żaden z zastraszanych (sic!) nie używał epitetów, a można by.
Omijajcie blog tego pana szerokim łukiem.

No i ostatnia kwestia. Google chce zniszczyć polski hip-hop!
Klik



PS. Jeżeli w tekście są jakieś lapsy językowe, błędy itd to poprawię je może jutro. Na razie 39 stopni gorączki woła o łóżko.

wtorek, 2 marca 2010

Pray for Guru

Pewnie wiele osób już słyszało, ale news jest na tyle szokujący, że nie mogę o nim nie wspomnieć...

"Dotarła do nas bardzo niepokojąca wiadomość - jedna z legend hip-hopu, Guru, znany z duetu GangStarr który tworzy z DJem Premierem, a także autor znakomitych, jazz-rapowych składanek Jazzmatazz, miał zawał serca. Informacje na chwilę obecną są dość oszczędne - wiadomo jedynie, że raper znajduje się w śpiączce." Źródło: Spinner

Według ostatnich doniesień Guru przeszedł operację i żyje, jednak jego stan jest poważny.



Wszyscy raperzy na Twitterze wzywają do modlitw o zdrowie legendy rapu i mi chyba nie pozostaje nic innego jak też o to prosić.

czwartek, 18 lutego 2010

Dinal - Zagubione Indeksy i Rarytasy

Image Hosted by ImageShack.us



Must have dla fanów Dinali. Must have dla fanów pięknych sampli (Shirley Brown!). Dla pozostałych ciekawa pozycja myślę, że warta sprawdzenia.


01. Dinal - Dobry Rap (Klasykmix)
02. Dinal - Hejt Yt or Lav Yt (Kilkasetslowprawdymix)
03. Dinal - Ty (Shirley Brown Spalbobmix
04. Dinal - To Nie Ten Joi (Kaputtomix)
05. Dinal - Chryzantemy Zlociste (Zdradamix)
06. Dinal - Bibulki Z Szynka (Mel&Timmix)
07. Dinal - Moda Na Sos (Dietamix)
08. Dinal - Portfel Na Malince (Dajbobkimix)


Link do płyty

lub

Rapidshare

lub

Hotfile



środa, 17 lutego 2010

Czas na podsumowanie





Pomimo, że w tytule zawarta jest cyfra "2", podsumowanie to nie będzie skupione wyłącznie na drugiej połowie roku. To także płytki, które mi umknęły w pierwszym podsumowaniu. Co więcej, nie wszystkie zeszłoroczne pozycje warte uwzględnienia tutaj wymienię z bardzo prostego powodu - nie miałem czasu ich sprawdzić. Tak więc jeżeli któryś z tych zaległych albumów uznam za warty wyróżnienia, to zrobię to w tym roku przy okazji którejś z notek. Czyli nie rzucamy kamieniami, jeżeli jakiejś mega-wypasionej płyty zabraknie, ok? Polecam czytać w dwóch turach bo trochę tego jest.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi znać niżej wymienione płytki, wiec starałem się w miarę możliwości pododawać linki do youtube z wyselekcjonowanymi trackami.

Polski Rap

Poza udaną płytą Mesa, o której wspominałem kilka miesięcy temu, warto też zwrócić szczególną uwagę na trzy pozycje.
Pierwszą jest oczywiście debiutancka (na legalu) płyta TeTrisa. Recenzowałem ją więc rozpisywać się nie będę. Z pewnością był to pewien moment przełomowy dla polskiej sceny, bo każdy obeznany w temacie od lat wie kim jest trio: Tet, Smarki, Jimson, którzy moim zdaniem zapoczątkowali równoważenie sił między undergroundem, a mainstreamem. A przełomem jest to, że w końcu jeden z nich wydał legalnie płytę i nie stracił nic ze swojej wyrazistości ani "undergroundowości".
Drugą płytą, którą chciałbym wyróżnić jest "Lavorama". Dość sceptycznie podchodziłem do tego albumu, bo mimo achów i ochów napływających do mnie z wszech stron, poprzednie płyty Ortegi nie rozłożyły mnie na łopatki. Jednak najnowsza płyta Part00 i Pitera to zupełnie inna historia. Po pierwsze to chyba najlepsza kumulacja świetnych sampli jaką słyszałem. Kawałki takie jak "No to klaśnij" czy "To Historia" można słuchać w nieskończoność. Nawet raperzy za bardzo nie zepsuli końcowego efektu. Co prawda Reno jak nie mogłem słuchać tak nie mogę, Spinache'a potraktowałem skipem, ale reszta wypadła naprawdę nieźle. Zdecydowanie na wyróżnienie zasługują Mielzky (którego wcześniej nie słyszałem, więc pozytywne zaskoczenie tym mocniejsze) i Jesse Maxwell perfekcyjnie płynący w "North Starr". No i Tede, który niezwykle bangerowym "Dokąd tak gnasz" w jakimś stopniu zrehabilitował się w moich oczach po ostatnich słabiutkich płytkach.





Gdy już powoli rok zbliżał się ku końcowi i wydawało mi się, że nic ciekawego się nie ukaże, wyszła przez wielu oczekiwana płyta Małpy. Wyczekiwana z głupiego powodu - bo miał to być prawie debiut. Tak na dobrą sprawę, niewielu słyszało do niedawna o Małpie - ja np. wiedziałem wyłącznie, że nagrywał kiedyś z Jinxem. Jeszcze mniej osób słyszało jego nagrania. No ale "Kilka numerów o czymś" to z pewnością jedna mocniejszych pozycji ostatnich lat.
Nawet daleki od doskonałości głos Małpy nie odbierze siły tej płycie. Emanująca miłością do hip-hopu liryka, technika, bity, świetne cuty - wszystko pięknie współgra i naprawdę na długo nie pozwala się oderwać. Całość dopełnia genialny (tak, GENIALNY) featuring Jinxa (dla mnie top 3 polskich liryków obok Esdwa i Teta). Album spokojnie mógłby służyć jako wizytówka polskiego rapu, tego dobrego polskiego rapu.

Wrocław zaserwował nam mega pakiet albumów, z których każdy zasługuje na to, żeby poświęcić mu kilka godzin.
Po pierwsze funkowa strona Wrocławia - Prys i Bleiz. Prys szerzej rozpoznawany głównie z featuringów i Bleiz szerzej rozpoznawany z....featuringu...z Mesem. "Wroakland Mixtape" świetnie prezentuje tą słynną funkową szkołę stolicy Dolnego Śląska. Dla mnie to jedyna polska rap płyta nadająca się na imprezę (przynajmniej taka, która sobie przypominam). Uprzedzam pytanie - 2cztery7 to Mes i dwa statywy, a statywy mają to do siebie, że rapować nie potrafią.
Trochę niżej oceniam Epkę Jota. Typowa przyjemna produkcja po przesłuchaniu której zapominasz o niej. No w tym przypadku zostaje w głowie flow Jota, ale tylko tyle. Od takich zawodników wymaga się więcej.
W tym miejscu powinienem zacząć "I kolejna funkowa płytka z Dolnego Śląska", ale tak nie zacznę, bo Łozo wyciął wszystkim numer i podkręcił znacznie temperaturę kabiny. O tym, że Pitahaya lubi pouczać to wszyscy wiedzą, ale zawsze było to zbieżne z brzmieniem legendarnego - dla niektórych - Drutz. Tutaj jest inaczej - ciężkość liryki i bitów w niczym nie przypomina wcześniejszych nagrań Łozo, ale nadal się wyróżnia na polskiej scenie.
Zanim opuszczę Dolny Śląsk warto rzucić światło na jeszcze dwa albumy. Na jeden, muszę przyznać, czekałem z dużymi oczekiwaniami. Mowa o Waldemarze Kaście. Krótka, bo zaledwie 13trackowa płyta "13" absolutnie spełniła moje oczekiwania. Nie wiem czemu, ale bardzo lubię Wallego, jego sposób składania rymów i taką prostotę w rapie. Pewnie znajdą się malkontenci, którzy wytkną mu banalne teksty, ale przecież "rap ma być dobry, nie trudny".
Mocny album Trzeciego Wymiaru. I to dziwne, bo to produkcja dwupłytowa, a od takich - jeżeli nie nazywasz się Notorious BIG - powinno trzymać się z daleka. Siła tej płyty to głównie bity i w tym miejscu wielkie brawa dla Creona i Kut-O, którzy nie powielili wyczerpanej już lekko formuły "ciężki, karkołomnych bitów", a naprawdę dali ogień. W sumie, jeden z solidniejszych albumów w tym roku.
Co jeszcze z ciekawszych rzeczy? Na pewno warto wspomnieć wydawnictwo White House - "Poeci". Ale raczej tylko ze względu na oryginalność, bo samo wykonanie (poza Numerem) nie zachwyca. No ale to specyficzna produkcja i niech każdy odbiera ją jak chce.
Pezeta kupiłem, położyłem na półce, po 4 miesiącach sprzedałem z zyskiem 5 dych. Podobno słabo, co chyba zaskoczeniem nie jest.
Ciekawy powrót Warszafskiego Deszczu, ale tez bez rewelacji.
W kategoriach rozczarowania traktuje za to 2 płytki: Ensona i Skorupa.
Domyślam się, że Enson starał się określić jako nie tylko specjalista od ciętych punchlinów - stąd właściwie tylko jedno bragga na cała Epkę - ale efekt jest taki sobie. Od przeciętności ratuję featuring Laika, którego ktoś kiedyś świetnie określił - parafrazuje: "mogę nic nie rozumieć z tego co rymuje Laikike1, a i tak się jaram tekstem".
W Skorupie natomiast pokładałem duże nadzieje i czuję duże rozczarowanie. Jeden świetny storytelling "O dwóch takich", może z 2 kawałki, które mogą wpaść w ucho przy braku czegoś lepszego i to wszystko. I jeszcze Grubson, którego osobiście nie dzierżę i słuchać nie mogę. "Pieść Walejdoty" > "Droga Watażki"


Ogólnie dobry rok dla polskiego rapu. Kilka pozycji do których z pewnością będziemy wracać w kolejnych latach, sporo przyzwoitych albumów i wśród tych najbardziej oczekiwanych raczej bez rozczarowań. Spokojnie można by obdzielić dobrymi płytami każdy miesiąc i czy trzeba czegoś więcej?

Rap Zagraniczny

Już w tym momencie wiem, że będę miał problem z końcowa oceną tego roku w Stanach. A to za sprawą albumów, których wyczekiwałem. Nie było ich dużo - to prawda - ale jednak. Do rzeczy.
Jak pisałem w podsumowaniu półrocza, "Survival Skills" KRSa i Buckshota to mój główny cel na ten rok. Zdawałem sobie sprawę, że Teacha od lat nie jest w formie, ale tutaj głównie o tego mniejszego chodziło. Tak czy inaczej wietrzyłem co najmniej bardzo dobry album. Jest najwyżej średni i to dzięki:
a) gościom, bo fajnie jest znowu Pharoahe Moncha usłyszeć, sprawdzić K'naana na mocniejszym bicie, czy kolejną zwrotkę mojego guru o inicjałach TK
b) tytułowemu "Survival Skills"
c) Buckshotowi

Co psuje końcowy efekt? Bity, które mimo, że każdy ciężki gatunkowo, za nic nie chcą stworzyć jedności.
Momentami Kris czuje się jak na swoim solo, albo jakby pisał biblie, ale na to jak pisałem byłem przygotowany. I żeby była jasność - nie uważać "Survival Skills" za słaby album, bo każdy z tych tracków da się słuchać. Ale po to się chyba przygotowuje albumy, żeby tworzyły jakąś koncepcyjną całość. No ale ja się tam na rapie nie znam.
Drugą pozycją mocno wyczekiwaną - szczególnie mając w pamięci EMC - jest album Masta Ace'a i Edo G. Tutaj, z tego co się zorientowałem, opinie są dość jednorodne. Tak jak w "Survival Skills" wszystko psują bity, z tym że u Ace'a są zwyczajnie słabe. Z wyjątkami jak "Fans" (po którym ciary mogą się pojawić na plecach i róż na policzkach) i "Good Music" nie ma do czego wracać i pod znakiem zapytania chyba można by postawić drugą część tytułu płyty ("Arts and Entertainment"). Od Masta Ace'a trzeba więcej wymagać, także w kwestii doboru bitów. Lirycznie jest bardzo dobrze i to ratuje te płytę przed totalnym zapomnieniem. A mogło być dużo lepiej lepiej na co wskazuje dawny wspólny trak tych dwóch raperów - Wishing powodujące mimowolne gapienie się w okno.
Spośród tych rozczarowujących mogę jeszcze wymienić Kool Keitha, którego płyty albo nie zrozumiałem, albo jest przeciętna jak Tadzio Norek. Zostawiam każdemu do oceny.

Nie wszystkie oczekiwane produkcje jednak mnie zawiodły. Po pierwsze Gift of Gab, który po raz kolejny potwierdził, że należy do ścisłej czołówki. Nikt nie klei tak perfekcyjnie technicznych wersów jak raper z LA. Nikt. Tak więc jeżeli ktoś jeszcze nie poznał Gaba, to gorąco polecam "Escape 2 Mars". Jedyne do czego można by sie przyczepić to długość płyty. 40 min to za mało, nawet dla mnie (preferuje płyty do 60 min). 1,2 tracki można było dorzucić.





Także Brother Ali nie zawiódł. "The Truth is here" może nie rozkłada na łopatki jak poprzednie płyty - "Undisputed Truth" a już na pewno "Shadows of the sun" - ale zapewnia ponad pół godziny naprawdę dobrego rapu. No i bardzo cieszy kawałek ze Slugiem. W sumie marzy mi się wspólny projekt tych dwóch; może kiedyś coś z tego będzie.

Rok 2009 to także 2 płyty producenckie, które przed premierą narobiły sporo apetytu, a po potem zostawiły równie spory niedosyt. Mowa o "IV" DJa Hondy oraz "Chemical Warfare" Alchemista. Obydwa krążki dostarczają kilka naprawdę mocnych numerów i tyle samo cienizn.
Np. Alchemist zafundował mi track roku - 3 moich obecnie ulubionych raperów: Talib Kweli, Evidence, Blu - a oprócz tego Fabolousa i track ze Snoopem i Jadakissem, którego za nic nie da się ugryźć, a co dopiero strawić. Mimo wszystko Alchemista płytę mogę polecić. Słabsze tracki można ominąć/wywalić, a wtedy zostaje naprawdę dobra płytka z doborową obsadą. Niewielu producentów jest w stanie zgromadzić na swoim krążku takich wykonawców jak Eminem, Kool G Rap, wspomniani Kweli, Blu, Evidence czy też Three 6 Mafia. Nawet Prodigy się spisał.
Gorzej sprawa wygląda z Hondą. Zaproszenie Mos Defa nie gwarantuje, że cała płyta osiągnie poziom legendarnego "Traveling Man". Właściwie nie wiem co napisać o tym albumie, bo w żadnej materii się nie wyróżnił. No chyba, że gościnną obecnością Freda Dursta z Limp Bizkit. Kompletnie zero emocji po przesłuchaniu, a także zero dawnego DJa Hondy.

Jeżeli chodzi o taką typowo hardcorową stronę rapu, to warto wspomnieć dwie produkcje.
Pierwsza to "Slaughterhouse" grupy(a raczej supergrupy) pod ta samą nazwą. Slaughterhouse (ang. rzeźnia) w pełni oddaje klimat tej płyty. Po pierwsze, dla wielu doborowy skład na czele z...no właśnie, ciężko powiedzieć z kim na czele, bo i Crooked I i Joell Ortiz to postacie rozpoznawane w rapgrze. Royce da 5'9" choćby dzięki współpracy z Eminemem też anonimem nie jest. Jedynie Joego Buddena nie kojarzyłem ale patrząc na dyskografię też trzeba przyznać, że do amatorów nie należy. Tak więc trzon jest, producenci też są - choćby Alchemist, Dj Khalil. No i rzesza fanów także. Nie chcę zbyt jednoznacznie oceniać tej płyty (tak jak następnej w kolejce), bo nie do końca czuję tak ostry, hardcorowy rap. Tzn. lubię typowe "pierdolnięcie" na bicie i liryce, ale nie w takich ilościach. Tak czy inaczej Slaughterhouse z pewnością przyjemnie (złe słowo, w złym miejscu) się słucha i nie ma potrzeby skakać po trackach. Na wyróżnienie na pewno "Sound off" oraz singlowe "The One".
Drugą płytą, która wpisuje się w ramy hardcorowe to oczywiście "A brand you can trust" La Coka Nostry. Z pewnością jedna z głośniejszych produkcji skoro nawet Lite swego czasu o niej napisał, z tym ze chyba usunął wpis :)
Podobnie jak w przypadku Slaughterhouse ocenę zostawiam innym, z jednym "ale" - La Coka Nostra mnie ani odrobinę nie ruszyła. Małym wyjątkiem, drobnym jak jądro komórkowe ameby, jest "Brujeria", które postawiłoby na nogi nawet sparaliżowanego (od pasa w górę). Gdy mówię, że ta płyta mnie nie ruszyła, wcale nie ujmuję umiejętności Ill Billowi czy Everlastowi. Po prostu jak wyżej napisałem - nie moje klimaty.

Od jakiegoś czasu obserwuję głupie zjawisko, któremu pewnie kiedyś poświęcę więcej linijek; a mowa o chrzczeniu niektórych wykonawców gay raperami. Byłoby wszystko ok gdyby to odnosiło się do tej listy, a nie do raperów trochę bardziej używających głowy i mających jaja rapować o uczuciach wyższych niż radość wypływająca z otwarcia butelki piwa zębami. Common to sztandarowy przykład.
Takie określenie pewnie niektórzy przypisaliby dwóm artystom, którzy bez wątpliwości dali jedne z mocniejszych pozycji w tym roku. Kid CuDi od czasu wypuszczenia "Day 'n' Nite" był jednym z najbardziej oczekiwanych debiutantów. I z pewnością nie zawiódł. Co prawda marudzi jak Młody Werter, ale czego oczekiwać od kogoś kto zaczyna płytę słowami "I got 99 problems and they all bitches"? Oczywiście upraszczam, bo "Man on the Moon: The End of Day" to nie esencja ze Sluga, Afrojaxa i Racy. To raczej ta bardziej wrażliwa strona natury rapera. Producenci tylko dopełnili dzieła serwując klimatyczne bity, które wprowadzają słuchacza w nastrój odpowiedni do odbioru tego albumu. Cieszę się, że Kanye West został w roli executive producer, bo martwiłbym się gdyby większość bitów wyszła z pod jego ręki.
Drugim tym złym gay raperem pewnie zostałby okrzyknięty K'naan. Gdy kilka miesięcy temu podrzuciłem klip do "ABC" nie zdawałem sobie sprawy na jak długo "Troubadour" pozostanie w moich głośnikach. Było ponad miesiąc. Marudziłem na wersję liryczną, ale wystarczyło się wsłuchać w takie kawałki jak "Fatima" (rozrywa serce) czy "Wavin' flag", żeby uznać, że ten argument nadaje się na złom.












Oprócz typowych oczu-wyciskaczy Somalijski artysta wychowywany przez pewien czas w USA, mieszkający obecnie w Kanadzie (nadążacie?) ukazuje imprezowo/rozrywkowy potencjał. "Bang Bang" przy dobrej promocji mogłoby się spokojnie wdrapać do pierwszej 10 jakiegoś MTV czy innego takiego programu. Ale tam inteligentnych nie chcą.
Kid CuDi i K'naan to nie jedyni młodzi (w miarę młodzi) raperzy, o których było głośno w zeszłym roku. Nie można zapomnieć Fashawn (chyba nie powinno sie odmieniać...). Znany głównie ze współpracy z Evidencem młodziak z Kalifornii był tym, który skupił uwagę w końcówce roku. Podchodziłem bardzo sceptycznie do jego LP, bo na featach najzwyczajniej mnie drażnił, a w najlepszym przypadku nie przykuwał do głośnika. Jednak jego album to dla mnie kolejny dowód na to, że nie powinno się w pełni oceniać rapera po serii mixtapów i featuringów.
Czuć z daleka, że w "Boy meets worls" każdy z współtworzących włożył nie mało czasu i energii. Efekt końcowy nie urywa głowy, ale oceny na światowych serwisach nie schodzące poniżej 4/5 mówią same za siebie. To dopiero początek przygody tego chłopaka z rapem i myślę, że jeszcze nie raz, nie dwa poczęstuje nas tak świetną, jeśli nie lepszą, płytą. Razem z Blu są wielka nadzieją Kalifornii i nie wierzę, żeby te nadzieje zostały niespełnione.
Gdybym miał wyróżnić jakieś numery to z pewnością "Our Way" z Ev, "When she calls" oraz "Freedom".
Był Somalijczyk mieszkający w Kanadzie, to teraz Rosjanin mieszkający w USA. Ivan Ives od 2, 3 lat wypuszcza kolejne płyty i tak na dobrą sprawę pod znakiem zapytania stawia moją tezę, że "czarni wysysają rap z mlekiem matki", no bo czy rapowi Ivana można cokolwiek zarzucić? Chyba nie. Niech świadczą o tym osoby, które z nim współpracują: Percee P, Black Milk, Oh No - to nie są ludzie z przypadku.
Każdy kto zna wcześniejsze nagrania Ivana ten wie czego może sie spodziewać. Najważniejszy element to wielka energia i charakterystyczne (naleciałe trochę słowiańszczyzną) flow. Aha, no i ładne panie na klipach.
Właściwie w tym momencie mógłbym skończyć, jednak jeszcze 3 pozycje, które zaskoczyły mnie jak pewna przykra kontuzja kolana kilka tygodni temu.
Tyle albumów i jeszcze ani jednej kobiety. Tak jak Prys i Bleiz określam się jako OG (oryginalny gentleman), więc taka sytuacja nie może mieć miejsca.
Jakoś na początku roku akademickiego trafiłem u Andrzeja Cały na notkę dotycząca Mae Day. Właściwie od poprzedniej płyty Stacy Epps obcy jest mi kobiecy rap - pod tym względem, ze nic nowego nie słyszałem - wiec z chęcią sprawdziłem "Cherish the day" - ostatnią płytę tej raperki i nie żałuję. Głosu jak Stacy nie ma, umiejętności wokalnych też, ale słuchalność i bity znakomite. Niestety niedostępne na necie są dwa numery, które chciałbym polecić tj. "DJ (same song)" oraz "Still love H.I.M", ale każdy kto chce może sobie ściągnąć cała płytkę stąd. Rozczarowanie - jeżeli nie jesteście uczuleni na kobiecy głos - nie wchodzi w grę.
Druga z niespodziewanych dla mnie rewelacji to "The Re-Roud" grupy Panacea. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że album ten jest zbiorem remixów starszych numerów, których po 5 oficjalnych albumach panowie z Waszyngtonu mają już sporo na swoim koncie. Każdemu kto jeszcze nie miał styczności z Panaceą, także mogę z czystym sumieniem polecić ich twórczość. Pamiętajcie do grobowej deski - do Rawkus Rec nie trafiają wacki (czyt. łaki (: )!
Na zachętę klip promujący "The Scenic Route".
Z pewnością Raw Poetic to jeden z ciekawszych MC, a i K-Murdockowi inwencji twórczej nie brakuje.
Wracając do "The Re-Roud", album jest o tyle niezwykły w swej niezwykłości, że rzadko, nawet bardzo rzadko zdarza się żeby remixy dorównywały oryginalnym wersjom, albo co więcej je przebijały. Na myśl przychodzi mi "Money Folder" Madvillain w remixie Four Teta i nic więcej.
"The Re-Roud" dostarcza cała tracklistę świetnych remixów, widać że nie potraktowanych jako zabawa MPCetką pomiędzy obiadem a deserem, a zrobionych naprawdę z głową i pomysłem. Brawo.
Ostatnia (tak, tak, już ostatnia) pozycja to zupełnie niespodziewany TOP3 roku 2009. Slug + Murs + ??? = FELT3 - tak przez pewien okres wyglądało równanie nad którym głowili się fani Atmosphere. Gdy w miejsce znaków zapytania pojawił się Aesop Rock połowa tych fanów osiągnęła szczyt życia, druga połowa zmarszczyła brwi. Ja się zaliczam do tech ze zmarszczonymi brwiami.
Nigdy nie przepadałem za produkcjami Aesop Rocka. Dla mnie są przekombinowane i nie czerpię żadnej przyjemności ze słuchania go. "FELT 3" stanowi wyjątek.Być mozę jest to spowodowane tym, że na bicie nie słyszę słabiutkiego Rocka tylko dwójkę świetnych raperów - nie wiem.
Tak czy inaczej "FELT 3" to kolejna płyta od Sluga, która bliska jest ideałowi. Całość wzmacnia to, że płyta ta jest dość długa - prawie 70 min - i ani razu nie ma się ochoty skakać po trackach co jest cholernie rzadkie w takich przypadkach. Równa płyta ma to do siebie, że ciężko jest wybrać najlepszy numer, ja jednak polecę singlowe "Chewed Up" oraz "Bass for your truck".
I to już chyba wszystko. Oczywiście przedstawiłem tylko wybrane pozycje. Wybrane różnymi kategoriami, czy to ze względu na jakość, czy ze względu na nadzieje jakie z danym krążkiem wiązałem. Jednak z tych już przesłuchanych, chyba żadnej pozycji nie ominąłem.
W najbliższych dniach powinna pojawić się u mnie recenzja jeszcze jednej płyty, która ostatnio dopadłem, ale na razie ciiiiiii. Niech temperatura rośnie.
Zakładając, ze wśród nieprzesłuchanych płyt nie znajduje się 5 Madvillainy i z 10 "Black on both sides" to 2009 jest bardzo przeciętnym rokiem. Na pewno wypada słabiej niż 2008 i 2007.
W tym roku ma się ukazać nowe Reflection Eternal, może także Black star, Pharoahe Monch ma dać płytę mocno nawiązującą do lat 90, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Musi być lepiej.

PS. Co do ostatniego wpisu, w roli wyjaśnienia. Nikogo nie zmuszam do słuchania czarnego rapu. Uważam po prostu, że jeżeli ktoś ma ambicje określać się jako osoba kojarzona z kulturą czy to muzyką hip-hopową to rap z USA jest koniecznością. Zasada stara jak świat - nie wypowiadamy się na tematy o których pojęcia nie mamy. Jeżeli lubisz wyłącznie rap Stasia i Zbysia spoko. Nic mi do tego. Słuchaj tego co przynosi ci radość w końcu od tego jest muzyka. "I don't give orders, I make suggestions" - przeanalizujcie.

PS.2 Bez dissów na tego flasha u góry :) To moja pierwsza animacja i trochę niestaranna. Następne będą lepsze, bo już jako tako orientuje się w tej fajnej technice.

poniedziałek, 15 lutego 2010

Łozo aka Pitahaya/Pedros/DJ Klimat - Back to the future



Rzadkie połączenie conscious rapu i funku. Płyta typowo we wrocławskim klimacie, którego powoli staje się fanem. Łozo wiele rzeczy można zarzucić, ale w każdym kawałku słychać, że gość czuję tę muzykę.




01. Intro
02. Wracam
03. Wciąż
04. Daję respekt (ft. Kosciey)
05. Pierwszy dzień
06. $-$-$ (ft. Elabs)
07. Osiedlowa mafija
08. Miasto
09. eX
10. DRUTZ (ft. Zoe, Jot)
11. Patriotyzm (ft. Mazi)
12. W tej kulturze
13. Poczuj w sobie funky
14. Co tam studentko? (ft. Prys)
15. Spokojnie (ft. Zoe, Cake) (gitara: Papryk)
16. Tak wyszło
17. Pokolenie@ (ft. Label)
18. Religia
19. [MY] (gitara: Papryk)
20. Outro
21. Zainfekowani rapem (bonus track)

Link do płyty

lub

Rapidshare

lub

Hotfile


niedziela, 14 lutego 2010

W oczekiwaniu na podsumowanie roku....

.....coś zupełnie nie rapowego.




wtorek, 9 lutego 2010



Wbrew pozorom związanym z tytułem, nie będę pisał głównie w konwencji "jak rap jest najlepszy". To raczej kolejne kilka przemyśleń na temat jak głupich mamy słuchaczy. Do rozważań natchnęła mnie ostatnia rozmowa z Bartkosem, którą można by podsumować krótko i treściwie "polscy słuchacze to idioci".
Sięgnijcie pamięcią do wszystkich osób utożsamiających się z rapem jakich znacie/znaliście - ilu z nich potrafi się podpisać bez literowania swojego nazwiska?
Żadne ze środowisk nie hoduje takiej masy tłumoków jak właśnie subkultura hip-hopowa. Nie mówię tutaj o zajawkowiczach - o tym zaraz. Mówię o całej rzeszy osób na pytanie "jakiej muzyki słuchasz?" odpowiadających "hip-hopu" ewentualnie "hip-hopu i techniawek". That's so cute.
Cała patologia społeczna utożsamia się z tą muzyką i to jest smutna sprawa, bo to oznacza, że rap nadal dla ludzi nieogarniętych w temacie będzie tym czym jest obecnie - hymnem półgłówków. I tak z pokolenia na pokolenie, z pokolenia na pokolenie...
Sprawa wygląda inaczej z ludźmi dla których rap naprawdę jest częścią życia. Zaryzykuje stwierdzenie, że jest to najbardziej normalne środowisko ładnie balansujące pomiędzy zmanierowanymi studenciakami, a ludźmi dla których Lem to rodzaj zboża. I chyba nawet wiem skąd to się bierze - z pasji (ładne słowo,nie?). Zauważyłem po sobie, że o wiele przyjemniej mi się gada z ludźmi zafascynowanymi czymś (co nawet nie musi mnie interesować) niż nawet z największymi duszami i duchami towarzystwa niestrzelającymi najlepszymi ripostami godzinę po fakcie (pozdro Afrojax). Czy to muzyka, czy to historia, sport czy zwierzęta - każda pasja rozwija człowieka. I to sumie jest odpowiedzią na to czemu mamy takie głupie środowisko hip-hopowe. Bo większość tego środowiska nie ma o tej muzyce bladego pojęcia, a wiedzę czerpią z 10,15 płyt które znają. Nawet klasyka polskiego rapu nie zmieści się w 15 tytułach, a co tu mówić o rapie w ogóle.
Nie wiem, nie rozumiem, nie orientuje się czemu tak jest, że każdy chce być ekspertem w sprawach muzyki. Pięknie to kiedyś Northim napisał, że mimo że słucha rocka, popu i jeszcze kilku gatunków to nie określi się jako ich fan, bo nie ma wystarczającej wiedzy . I z tego założenia powinno się wychodzić do każdego tematu - nie tylko muzyki.
Pięknie to obrazuje kwestia rozważań naszych znawców na temat jaki rap jest lepszy - ten z Polski, czy ten z USA. No przyznam, że nic nie powoduje u mnie tak wulgarnego śmiechu jak rozważania na ten temat. A oto kilka schematycznych, przykładowych odpowiedzi z komentarzem:

1) "Ja osobiście wolę polski rap. Z prostej przyczyny, bo go rozumiem." - bardzo częsta odpowiedź i wcale nie taka głupia. Pewnie, że lepiej w pełni lub w większej części rozumieć tekst, niż nie kumać nic. Z tym że flow i bitów translatorem nie potraktujesz, a to one w głównej mierze decydują o jakości - co już nie raz pisałem. Zresztą nawet ogarniając jako tako angielski, a nawet dodatkowo podstawowy slang, nie będziesz w stanie zrozumieć wielu raperów. MF Doom to sztandarowy przykład. Gift of Gab jak przyspiesza też mi osobiście sprawia trudność.
Dodatkowy problem mają wzrokowcy uzależnieni od lyricsów (me again) - wtedy naprawdę ciężko wyłapać najcelniejsze punche, bo listening kuleje. Ale to wcale nie odbiera przyjemności odbioru, a czasami wręcz pomaga - niektórych raperów lepiej nie rozumieć i nie tłumaczyć....

2) "Amerykanie to tylko złoto, dziwki i fury, a u nas o życiu raperzy mówią" - Nawet gdyby tak było (a nie jest) to co to zmienia skoro tego nie rozumiesz (patrz pkt. 1)? A nawet jak już zrozumiesz to chyba lepiej słuchać o kobiecych jędrnych pośladkach niż milionowy raz o tym, że "ja z kumplami, ty z koleżankami" (to jest prawdziwy gay rap).

3) "Ja słucham PL hip-hopu, bo według mnie w HH chodzi o przesłanie" - wiąże się z drugim punktem z tym ze tym razem w poszukiwaniu celu w życiu odsyłam do Koranu albo czegoś podobnego. Ostatecznie jakieś wiersze Kiplinga.

4) Tutaj znalazłem świetną wypowiedź której nie skomentuje "Ludzie mam głęboko w dupie skąd się wywodzi rap . . Jestem jego fanem co nie znaczy , że będę słuchał zagranicznego rapu ( tekst rozumiem ale po prostu za nim nie przepadam) . .
Piszecie, że Eminem czy tam 2pac to kozaki . . Eminem owszem ale pare lat temu. 2pac hmm jest murzynem i dlatego go nie lubię .

A jak ktoś ma się za wielkiego fana rapu tylko dlatego, że słucha brudasów z ameryki to gratuluję ;]"
[`]

5) Mój faworyt "A ja słucham głównie psychorapu". Taki tekst mnie zawsze rozwala gdy tylko staram się ogarnąć ksywki tych wszystkich raperów tworzących psychorap (setki, tysiące...salw śmiechu)


Sprawa jest prosta. W kwestii rozumienia tej kultury zawsze będziemy "100 lat za murzynami". I to czuć w każdym utworze od The Last Poets, przez ATCQ, a skończywszy na Kid Cudim. Tam tę muzykę wysysasz z mlekiem matki, tutaj się musisz jej uczyć.
Kolejna sprawa - nie mniej ważna - to wielkość sceny. W Polsce mamy może 20-30 raperów których da się słuchać z czego może 5 można określić mianem "zajebisty". W Stanach w na samym Brooklynie wychowało się z 50 świetnych raperów w tym 10 legend. A to jest tylko jedna dzielnica Nowego Jorku. Wielkość sceny pociąga za sobą naturalnie większy wybór albumów wiec każdy może znaleźć coś dla siebie. W końcu nie każdy lubi Dirty South, g-funk czy jazz rap. Będąc ograniczonym do Polski właściwie nie masz wyboru wśród dobrych płyt, bo takie wychodzą raz na pół roku, a ile można słuchać "Koniec Żartów" czy "Najebawszy"?
Słuchając rapu ze Stanów rozwijasz przeklęty listening (jeżeli nie rozleniwiasz się nad lyricsami jak autor tego tekstu) co pomaga w przyszłości.
Poszerzasz horyzonty muzyczne. Dowód? Kiedyś przechodziłem obojętnie obok Madvillainy czy Company Flow. Kiedyś. I wiem, że nie tylko ja w miarę osłuchania doceniałem coraz więcej płyt.
I w końcu rozwijasz pasję, bo nic tak nie nakręca jak kolejny przesłuchany klasyk, których jest zatrzęsienie.

Sam osobiście bardzo lubię słuchać polskiego rapu, ale tylko tego słuchalnego którego - nie oszukujmy się - jest jak na lekarstwo. Jedna płyta Tetrisa czy Ortegi jest więcej warta niż reszta zeszłorocznych wydawnictw razem wzięta (no może z wyjątkiem Mesa). Absolutna większość sceny to nieporozumienie i tylko z tego powodu polecam olać kolejną płytę Gurala czy innego Tede i chociaż raz sprawdzić Q-Tipa, Time Machine czy Mos Defa. Później idzie już gładko.

Modified by Blogger Tutorial

Czarny Czy Biały? ©Template Nice Blue. Modified by Indian Monsters. Original created by http://ourblogtemplates.com

TOP