niedziela, 2 listopada 2008

Hip Hopowa Polityka i Polityczny Hip Hop

To już prawie 40 lat, odkąd Dj Kool Herc zaszczepił na Bronxie kulturę, która w następnych latach miała urosnąć do stopnia, którego nawet jej ojciec sobie nie wyobrażał. Kulturę, która dała pełną ekspresji sztukę uwzględniająca: muzykę, słowo, taniec oraz graffiti. Jednak jej rozmiar to nic w porównaniu z wpływem jaki miała i nadal ma na współczesny świat.

Pisząc o polityce i hip hopie dobrze jest zacząć od zdefiniowania obydwu pojęć.
Polityka, wbrew pozorom, to nie tylko to co można obejrzeć w Faktach TVNu. Polityką jest każde działanie mające na celu wpływ na coś, na kogoś lub na jakiś stan rzeczy. Inna definicja mówi, że jest to walka o zdobycie oraz utrzymanie władzy. W tym tekście jednak pojęcie polityki będzie się odnosiło raczej do tej pierwszej definicji, która jest bardziej ogólna.
Hip Hop. Najprostsze definicje są najlepsze, tak więc hip hop to kultura czy jak kto woli subkultura afroamerykańska, której początki sięgają lat 70.

Jak każda subkultura hip hop ma z natury swej rzeczy określony stosunek do polityki oraz - szerzej - życia społecznego. Tak jak punk rock, kultura hip hopowa nazywana jest nazywana kulturą buntowniczą, jednak nie można tych dwóch zjawisk zestawiać w jednym szeregu. O ile punk rock z zasady nie uznaje jakiejkolwiek władzy i zasad (albo przynajmniej takie ma fundamenty) o tyle hip hop od początku był nastawiony na „zmiany”. Skąd ta różnica? Żeby to wyjaśnić należy spojrzeć na sytuację społeczną „Czarnej Ameryki”.

Mimo, że minęło 100 lat od wojny secesyjnej, która w teorii zniosła niewolnictwo, w połowie XX wieku w Stanach Zjednoczonych nadal istniało zjawisko segregacji rasowej. Nawet pełne przyznanie w 1964 roku praw obywatelskich czarnej ludności, nie rozwiązało do końca tej sprawy. Nadal czarny mieszkaniec Ameryki był niżej w porównaniu do białych obywateli. Żeby zobrazować sytuację spójrzmy na statystyki:
- 80% czarnej ludności żyło w miastach w, najprościej ujmując, gettach
- 90% stanowiło klasę robotniczą
- stopa bezrobocia – dwa razy wyższa niż wśród białych
- średni dochód czarnych stanowił połowę dochodu białych (mowa o klasie średniej)
- połowa czarnych rodzin to rodziny niepełne
- ponad połowa dzieci rodziła się w niezalegalizowanych związkach
- 70% czarnych dziewczyn traciło dziewictwo przed 15. rokiem życia
- połowę więźniów stanowili czarni (przy czym stanowili zaledwie 13 % ludności Stanów)
- stopień umieralności na AIDS był prawie 20 razy wyższy wśród czarnych niż wśród białych mieszkańców USA
- zabójstwo było GŁÓWNĄ przyczyna śmierci czarnych mężczyzn przed 35. rokiem życia!


Większość tych współczynników utrzymuje się do dzisiaj.



W takich warunkach jest potrzebna osoba, bądź osoby, które będą potrafiły natknąć uciskaną i zacofaną grupę społeczną. Takim człowiekiem był choćby Malcolm X.



Malcolm Little (nazwisko odrzucił jako dowód odrzucenie supremacji białych) wychowany w duchu czarnego nacjonalizmu (nurtu uważającego czarny naród za uciskany, nawołujący do niepodległości), mający za sobą przeszłość kryminalną, był jednym z najbardziej wpływowych członków Narodu Islamu – organizacji mającej na celu utworzenie państwa dla Czarnych, gdyż jak sami uważali, nie mogą żyć z potomkami właścicieli niewolników. Po przyłączeniu się Malcolma X do Czarnych Muzułmanów, ruch ten bardzo się rozbudował, zdobywał nowych członków, organizował akcje społeczne oraz wielokrotnie udało mu się wymusić swoje żądania na władzach federalnych. Jednak rosnące znaczenie Malcolma X zostało zauważone przez FBI, które prowokacjami doprowadziło w końcu do opuszczenia czarnego ruchu muzułmańskiego przez Malcolma.
Po tym wydarzeniu, nawiązał on szerokie kontakty na całym świecie. Wystarczy wspomnieć Che Guevarę czy Ben Belle (pierwszego prezydenta Algierii). Odciął się także od poglądów Narodu islamu, w tym od tego że biała rasa jest od zawsze wrogiem rasy czarnej. Brał udział w posiedzeniach ONZ, trybunału w Hadze czy ONA (Organizacja Narodów Afryki). Bacznie obserwował dekolonizację, która dokonywała się w Afryce jak i na całym świecie. Nie była to wyłącznie bierna obserwacja – planował choćby wsparcie militarne dla powstańców z Afryki.

Malcolm X zginął w 1965 roku. Wg ówczesnych informacji był to zamach zorganizowany przez Narodowy Islam, jednak śledztwo prowadzone od tamtego czasu dowodzi, że najbardziej prawdopodobny był zamach inspirowany przez służby specjalne w tym FBI, które już od jakiegoś czasu planowało podobną akcję dla stłumienia wyzwoleńczych zapędów nie tylko „Czarnej Ameryki”, ale także państw Ameryki Łacińskiej.

Nie trzeba tłumaczyć, jak znacząca była to wtedy strata dla czarnej rewolucji. Jednak tragiczna śmierć Malcolma, w dłuższej perspektywie okazała się zupełnym przeciwieństwem tego, czego chciały służby państwowe.

Jeżeli by szukać korzeni rapu politycznego, nie można pominąć roku 1970. Wtedy to Jalal Mansur Nuriddin, Abiodun Oyewole i Umar Bin Hassan tworzą grupę Last Poets i nagrywają płytę, która stała się inspiracją dla takich artystów jak Public Enemy (na czele z Chuck'iem D) czy KRS-ONE. Jednocześnie, płyta ta była hołdem dla działalności Malcolma X. Był to jeden z przełomów, pokazanie getta od drugiej strony barykady, wyraźny sprzeciw grupy młodych wykształconych afro-amerykanów wobec władzy państwowej oraz uciskowi społecznemu.

Od tamtego momentu rap rósł w siłę, z gett przeniósł się do radia i telewizji. Stał się najbardziej bezpośrednim kanałem między Czarną Ameryką a resztą USA. Tak jak jazz czy blues stał się znakiem rozpoznawalnym, sygnaturą grupy która nadal mimo Karty Praw i Konstytucji była uciskana oraz stawiana niżej niż choćby amerykanie o azjatyckich korzeniach nie mówiąc już o białych obywatelach.
Wraz z komercjalizacją (w pełnym tego słowa znaczeniu) rosła radykalizacja rapu. Przełom nastąpił w 1987 roku, kiedy to zadebiutowali Public Enemy. „Yo! Bum Rush The Show” był początkiem rewolucji, „It Takes A Nation of Millions To Hold Us Back” - wydane rok później na dobre zmienił rap tak pod względem artystycznym jak i społecznym. Chuck D i Flavor Flav zapowiadali rewolucję, która na dobre zmieni porządki na świecie. „Revolution is coming”.
Grupa stała się do tego stopnia popularna, że na koncert we Francji, gdzie żyje duża grupa Czarnych, przygotowywały się tysiące osób a także...dziesiątki dziennikarzy, których celem było zdyskredytowanie rewolucjonistów ze Stanów.
Zespołowi z Nowego Jorku zarzucano paramilitarny charakter, to że występowali w wojskowych mundurach oraz, że podczas koncertów mają u boku uzbrojonych kompanów. Krytyka dotknęła także samego Chucka D który był oskarżany o nadrabianie talentu muzycznego przez chwytliwe hasła typu „Fight the Power”. Jednak każda krytyka dodatkowo wzmacniała, nie tylko Public Enemy, ale także cały rap.



Dodatkowym powodem dla którego rap Public Enemy zaczął docierać do szerszego grona, to nowe podejście do czarnego nacjonalizmu oraz jego zredefiniowanie oraz dostosowanie do nowych warunków. Do końca lat 80 czarny nacjonalizm kojarzony był z „rasizmem na odwrót” z czym nie zgadzał się Chuck D. Często podkreślał, że kolor skóry to wymysł jednych ludzi dla kontroli drugich. Nie ma 100-procentowo Białych i Czarnych.
Na koncerty PE przychodziła młodzież czarna, biała, azjatycka czy arabska. To w znacznej mierze Chuck D z zespołem uświadomili Stanom Zjednoczonym, nastolatkom z bogatszych dzielnic, jak wygląda życie w getcie, z jakimi problemami na co dzień muszą sobie radzić ich rówieśnicy z tego tylko powodu że mają inny odcień skóry. Ubóstwo, narkomania, bezrobocie, sutenerstwo, przemoc, alkoholizm, ucisk aparatu przymusu – to wszystko zadziałało na wyobraźnię USA i przygotowało naród do rewolucji. „Są momenty kiedy wszyscy jesteśmy czarni” - ten moment nadchodził.

Prawie na równi z drugim albumem Public Enemy, druga płytę wydało także Boogie Down Productions czyli pierwotnie KRS-One, D-Nice, oraz DJ Scott La Rock. Już sam tytuł („By All Means Necessary”) oraz okładka płyty mówiła do czyich poglądów odwołuję się BDP. Na pierwszym planie przedstawiony jest młody KRS-One z uzi w ręku. To co często jest zapominane i odczytywane jako bezsensowna agresja jest w rzeczywistości imitacją zdjęcia Malcolma X, który w ten sposób próbował nastraszyć potencjalnych zamachowców.

darmowy hosting obrazków

darmowy hosting obrazków


Sam debiut BDP zrodził niemałe kontrowersje. KRS-ONE w bezceremonialny sposób opisał życie w gangu ulicznym, agresję oraz handel narkotykami.
Kilka miesięcy po wydaniu „Criminal Minded” zastrzelony został Scott La Rock, co o 180 stopni zmieniło podejście KRS-ONE'a do rapu. Jak niejednokrotnie powtarzał, śmierć Scotta pozwoliła mu otworzyć oczy i zauważył jak dużą bierze na siebie odpowiedzialność, nie tylko za czyny, ale także za słowa. To od tamtego momentu jest znany jako „The Teacher” - człowiek który od handlu ciężkimi narkotykami stał się wykładowcą na uniwersytetach.

To co zaczęło się na wschodzie, miało swoje duże reperkusje na zachodzie USA, zwłaszcza w Los Angeles. Jest to największa metropolia na tej części Pacyfiku, podobnie jak w Nowym Jorku istnieją tam getta i podobnie jak w Nowym Jorku czarna ludność była traktowana jak „persona non grata”. To tam na dobre narodziła się subkultura gangowa, która swój szczyt osiągnęła w latach 80.

Crips i Bloods – dwa najsłynniejsze gangi w historii świata przez kilka lat toczyły krwawą wojnę, werbując non stop nowych członków nawet wśród najmłodszych. To ta wojna była bezpośrednią przyczyną, a raczej pretekstem, do zwiększenia represji w stosunku do Czarnych. Gdy w 1987 roku jeden z członków gangu postrzelił śmiertelnie mieszkankę jednej z bogatych dzielnic LA, LAPD (Los Angeles Police Department) rozpoczęło szerokie śledztwo której wynikiem był wniosek w Kongresie pozwalający na „skuteczniejszą walkę z przestępczością gangową”. Nienauczeni doświadczeniem politycy popełnili kolejny błąd, za który już niedługo mieli srogo zapłacić.
Narosła agresja do policji, która mając do dyspozycji prawie nieograniczoną władzę w gettach korzystała z tego obficie.
Kulminacyjnym punktem tej całej sytuacji była płyta „Straight Outta Compton” grupy N.W.A. Jedna z najbardziej bezkompromisowych w historii, przesycona agresją, ukazująca frustrację czarnej młodzieży Los Angeles. Nie było tutaj miejsca na ideologie. To co charakteryzowało rap N.W.A to agresja i nienawiść do policji. Od tej pory to nie Public Enemy było wrogiem numer 1, zostało nim N.W.A.

darmowy hosting obrazków


Władze coraz bardziej obawiały się gangów, tym bardziej że pojawił się dodatkowy powód – gangi zaczęły się jednoczyć. Istniało ryzyko odbudowania struktur Czarnych Panter (radykalnej afrocentrycznej organizacji rozbitej na początku lat 70) co zdecydowanie nie było na rękę rządzącym. Jednak na początku lat 90 było już za późno na reakcję – spełniło się przesłanie Public Enemy – ktoś popełnił błąd, który przelał czarę goryczy – zaczynała się rewolucja.



Rok 1992, Los Angeles. Na ławie oskarżonych stają policjanci oskarżeni o bestialskie znęcanie się nad czarnym kierowca ciężarówki - Rodneyem Kingiem. Całe zdarzenie zostało nagrane amatorską kamera wideo i opublikowane we wszystkich dziennikach. W ławie przysięgłych zasiadają biali resiści. Wyrok mógł być tylko jeden.
Jak powiedział Ice-T: :
„Głosować? Mówi nam się, że to właśnie powinniśmy robić. Przychodzi taka chwila, gdy ludzie muszą powiedzieć nie i wyjść na ulice po to, żeby wyciągnąć konsekwencje - czy to spalić dzielnicę, czy odpowiedniej osobie wpakować kulę w łeb. Ktoś musi wiedzieć, że z niesprawiedliwości zostaną wyciągnięte konsekwencje. Nasz rząd organizuje zamachy stanu i wywołuje zaburzenia w słabszych krajach. CIA robi to cały czas. Gdy jest problem z jakimś rządem, nasz rząd wyciąga zaraz konsekwencje, które z reguły są śmiercionośne. Ciągle mówimy ludziom z Zatoki Perskiej, że jeśli nie zrobią tego, co im każemy, to wyciągniemy konsekwencje: zbombardujemy ich. Tak działa nasz rząd. Większość problemów załatwia przy pomocy morderstwa. Więc nadeszła chwila, gdy ludzie doszli do wniosku, że nie ma sprawiedliwości. Mówi się, że mieli po prostu ochotę na rozruchy. Gdyby tak było rzeczywiście, to dlaczego rozruchy nie wybuchły w chwili, gdy pokazano kasetę wideo? Przecież to, co na niej zobaczyliśmy, wystarczało, żeby wyjść na ulice i mieć ochotę kogoś zabić. Jednakże ludzie czekali, bo jeszcze mieli nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość”

Sprawiedliwości nie stało się zadość. Policjanci zostali uniewinnieni.
Jak pisze Mike Davies, w powstaniu brało udział ponad ćwierć miliona ludzi. Czarnych, Latynosów i Białych. Spełniało się proroctwo Malcolma X i Public Enemy. Los Angeles stanęło w płomieniach. Plądrowano i podpalano sklepy, oszczędzano tylko domy oraz miejsca kultu. Wtedy także doszło do zjednoczenia w walce Bloods oraz Crips – to był jeden z głównych powodów początkowego braku reakcji aparatu represji. Uzbrojeni po zęby w broń maszynową członkowie gangów działali pobudzająco na wyobraźnię oficerów LAPD oraz FBI.

Całe powstanie odbiło się dość szerokim echem na całym świecie. W ten oto sposób spełnił się jeden z celów politycznego rapu – nagłośnienie prześladowania Czarnych. To co do niedawna można było usłyszeć tylko na płytach, zostało upublicznione za pomocą telewizji, choćby CNN, a nie jak wcześniej tylko Black CNN jak często nazywano rap. Ale co najważniejsze – to radykalny rap zapowiedział rozruchy w Los Angeles, to on zaszczepił to ziarno z jednej strony nadziei, a z drugiej niepewności o to czy obecny stan jest normalny i czy trzeba się z nim godzić. To on przyciągnął uwagę, także białej ludności, na problem segregacji rasowej i społecznej w kraju, który określa się mianem najbardziej demokratycznego.

Jednak jak wszystko, tak i rap ma swoje porażki. Do tych politycznych należy na pewno zaliczyć akcję „Vote or Die” której główna twarzą był P. Diddy. Akcja, która miała zachęcić szczególnie młodych amerykanów do udziału w wyborach w 2004 roku, okazała się totalna klapą. Żeby lepiej zobrazować ten fakt wystarczy wspomnieć, że w charakterystycznej koszulce pokazywał się choćby 50 Cent a nie zarejestrował się nawet w swoim okręgu wyborczym (w Stanach jest taki przepis – rejestracja przed wszystkimi wyborami).

darmowy hosting obrazków


W tym roku ma być inaczej. Po raz pierwszy realną szansę na zwycięstwo ma afro-amerykanin Barack Obama, który wygrał wyścig o partyjną nominację w Partii Demokratów z Hilary Clinton – faworyzowaną już w 2004 roku. Odsuwając na bok zmęczenie Republikanami wśród Amerykanów, popkulturalną otoczkę kampanii Obamy oraz miliony wydawane na spoty reklamowe, można po raz pierwszy zauważyć jasne, zdecydowane poparcie dla kandydata na prezydenta ze strony społeczności rapowej.
Nie chodzi nawet o wywiady jak ten Taliba Kweli, w którym powiedział, że po raz pierwszy popiera jakiegoś polityka. NAS nagrywa numer „Black President”, powstaje mixtape „Yes, We Can” oraz „Hip Hop for Change”. Nie próżnuje także Ludacris, który nie popisał się, zupełnie jak 50 Cent, przy akcji „Vote or Die”. Sam Obama stwierdza że lubi rap, ale nie zgadza się na często zawarty tam seksizm oraz wulgarność.

darmowy hosting obrazków


Trzeba być naprawdę nieziemskim optymistą, żeby wierzyć że Czarni popierają Obamę tylko z powodów programu politycznego. Po latach ucisku jest szansa że ucieleśniona zostanie wiara czarnych obywateli, że sen Lutera Kinga stanie będzie czymś więcej niż zapiskiem z jakiejś konferencji i że Malcolm X, którego ideologia była podstawą nagłośnienia sprawy segregacji rasowej po raz kolejny dołoży cegiełkę w celu zamknięcia etapu jakim jest rasizm na świecie. Nawet jeżeli nam tutaj w Polsce wydaje się że Czarna Ameryka wierzy w coś nierealnego, że czarny prezydent nic nie zmieni, to nie wolno krytykować ludzkiej wiary, bo my także mieliśmy swoje 100 lat gdy była tylko wiara i nic więcej – wydaje mi się że niewiele różni te dwie sytuacje. Bo czy to biała czy czarna skóra, krew mamy tak samo czerwoną – warto o tym pamiętać. Tak jak o tym ile dla obrazu współczesnego świata znaczy ten jeden mały element z czterech.



Odsyłam do książki "Między Malcolmem X a subkulturą gangową" na której głównie się opierałem pisząc ten tekst.

wtorek, 28 października 2008

Jak ona pięknie śpiewa...

Na wstępie, osobom, którym po przeczytaniu tytułu, w myślach pojawiła się Kaja Paschalska od razu powiem, że nie chodzi o nią. (swoją drogą pozdrawiam serdecznie, bo to moja wiecznie smutna koleżanka z liceum)
Temat, który mam zamiar dotknąć jest bardziej ogólny. Kobiece wokale.
Jedni ich nienawidzą (vide 12 lat, bluza JP i przekonanie że dzieci przynosi bocian), inni nie widzą bez nich muzyki (miłośnicy płaczliwych piosenek o złamanym serduszku aka pękniętej gumie). No i oczywiście, jak zawsze jest jeszcze forma pośrednia.
Sam osobiście bardzo lubię kobiecy głos czy to stricte rapowy czy bardziej śpiewany. Nawet duety z raperami, które większość środowiska podpisuje jako hiphopolo (hiphopcountry?). Jeżeli coś jest dobre, to czemu to besztać?
I tutaj mała dygresja od „czarnej muzyki”....
Jestem świeżo po przesłuchaniu nowej płyty Marii Peszek. Nie chcę recenzować tej płyty, ale parę słów muszę napisać. Albo ja nie rozumiem takiej muzyki, albo ta płyta jest po prostu słaba.

darmowy hosting obrazków


Zachęcony wywiadem ww. artystki z Moniką Olejnik, sprawdziłem to „dzieło”, licząc na naprawdę dobra muzykę, tym bardziej że album ten został dość mocno „zjechany” na ramach Naszego Dziennika, co jest oczywistą rekomendacją. Zawiodłem się niemiłosiernie. Nie rzucałbym tutaj „grafomaniami” jak dziennikarze ND, ale Erykah Badu to to nie jest.
Rozumiem, że zamysłem artystki było poruszenie tabu jakim seksualizm i szeroko rozumiana erotyka. No cóż, wyszło jak wyszło. Główne uczucie jakie miałem po przesłuchaniu płyty to pewien niesmak. Jeżeli to mają być teksty, które wg pani Marii można mruczeć do ucha w łóżku to ja już wolę, żeby kobieta milczała. Płyta miała być przełomowa, a wg mnie jest nijaka i niczym się nie wyróżniająca. Być może dla osób, które słuchają wyłącznie Eski czy RMF 24/7 jest to pewna pikanteria, ale raczej nie dla ludzi znających choćby XIII Księgę Pana Tadeusza. Całokształt tej płyty dopełnia fakt, że pani Maria podobno pisała teksty ponad rok, dzień w dzień.....niespełna 20 piosenek. Na litość boską, gdyby Eldo, Tede czy Te Tris powiedzieli w którymś wywiadzie że przygotowywali jedną płytę ponad rok to chyba byłby ich koniec. Zresztą zacytuję tutaj Jerzego Bralczyka „być może tak (spontanicznie) tworzy się najlepsza poezja”.
Całość doprawia muzyka, która co najwyżej usypia, a nie wprowadza nastrój.
Sam się sobie dziwię, że ta płyta mnie nie porwała, bo śpiewana poezja w wykonaniu Anny Marii Jopek czy nawet Michała Żebrowskiego mi się podobała. Marię Peszek przekreślam.
Nadal płytą numer jeden w Polsce na romantyczne albo „romantyczne” wieczory zostaje Larifari i niesamowity głos Pauliny Kujawskiej. Pomijając świetne utwory z Pezetem i Kretem, jest „Pozostaw”, który w moim mniemaniu jest poza zasięgiem większości polskich gwiazd i gwiazdek.

darmowy hosting obrazków


Szkoda, że płyta ta była tak słabo wypromowana i to w okresie kiedy, prawie każdy Polak łykał utwory zachowane w stylistyce R&B/Rap. Szkoda.
Wracając jeszcze do nieszczęsnej Marii Peszek, zdecydowanie bardziej polecam nową (tzn. nową jak nową) płytę Ani Dąbrowskiej „W spodniach, czy w sukience”. Będąc na pannie zdecydowanie lepiej słyszeć delikatny wokal niż „sonet do napletka”....

darmowy hosting obrazków


Jednak nie zawsze jest tak różowo, że każdy się zachwyca kobiecym śpiewem. Chyba najlepiej odczuł to Mezo, który za duet z Kasią Wilk (zresztą bardzo dobrą wokalistką) przekreślił się do końca jeżeli chodzi o rap. Chciał być jak Common, a skończył jak Nelly, szkoda bo "Mezokracja" to wbrew powszechnej opinii dobra płyta i co oczywiste najlepsza w dorobku Meza. Dalej równia pochyła.
O Eryce Badu pisać nie będę, bo ile ona znaczy dla współczesnej muzyki wie każdy, albo przynajmniej powinien wiedzieć.
Chciałbym natomiast poruszyć wątek Stacy Epps. Większość osób powinna ją kojarzyć z ostatniego Hip Hop Kemp czy nawet bardziej z Madvillain (kawałek „Eye”).
W tym roku nagrała ona nową płytę - „The Awakening”i takimi utworami jak „Addicted” czy „Floatin” zniszczyła wszystko co słyszałem z kobiecego „„rapu”” w tym roku, a pewnie i kilku lat wstecz.



darmowy hosting obrazków

Podejrzewam, że to jeszcze nie koniec i Stacy oprócz urody zaprezentuje niejednokrotnie dobrą muzykę (po prostu).

Celowo pominąłem Lilu(a właściwie zostawiłem ją na koniec), gdyż nie wybaczę jej debiutu. Liczyłem na album, który będę katował non stop przez kilka miesięcy, a podkładami od Reno i niektórymi featuringami jak np. Rahima czy Finkera zniszczyła wszystko. 2 dobre kawałki nie ratują tej płyty.
I jeszcze abstrahując od solowych wokalistek, może teraz, gdy już nawet Viva nie gra rapu, więcej raperów w Polsce zacznie zapraszać kobiety na tracki. Dziwne że Talib Kweli może mieć co najmniej 5 kobiet na jednej płycie, Lupe Fiasco też i nie są posądzeni o komercję, a nad Wisłą najmniejszy sampel z nawet Haliny Frąckowiak byłby natychmiast zakatowany (albo zaCUTowany). Dystansu trochę....

PS. Jeżeli ktokolwiek odniósł wrażenie, że wartościuję artystki ze względu na urodę to jest to dobre wrażenie ;)

niedziela, 26 października 2008

Mezo, Mezo!!

Ktoś jeszcze pamięta tego Mezo? :)



Przypomniała mi się angdota jedna związana z Mezosławem. Na tym klipie w pierwszym rzędzie machał łapami mój znajomy z gimnazjum - tak zawsze osłuchany w undergroundzie i w ogóle. Zawsze powtarzał że jak Mezo wyda legala to zmiecie wszystko. Spotkałem go kilka lat temu i chcąc znaleźć wspólny temat zapytałem go o Mezo i co teraz o nim myśli. "Spierdalaj z Mezo. To zawsze był śmieć hiphopolowy". :)

W tym roku nową płytę wydało Time Machine. Może już nie taka petrda jak debiut ale kilka kawałków wbija w podłogę. for example:




Tak rzucając okiem na playlistę widzę jeszcze Johnson & Jonson czyli Blu & Mainframe. Jak kilkanaście dni temu pisałem - Blu już niedługo zmiecie wszystko :) no może trochę przesadzam, ale nie kojarzę drugiego kota z takim potencjałem. Ta płyta jest ina niż album z Exile ale to nie znaczy że gorsza "Mama Always Told Me", "Wow" czy poniższy Hidden track to wałki które katuję non-stop. Polecam Johnson & Jonson

piątek, 17 października 2008

Chase the dark clouds away

Zimno, mokro, brzydko, zimno, ponuro, deszcz, zimno, jesień....
Choćby nie wiem co, ale nikomu nie uwierzę że lubi tę porę roku - bajki o spacerach do parku, tańcu w liściach itp. Bzdura, jest paskudnie, koniec kropka.
Ale nawet w takiej atmosferze można znaleźć kilka pozytywnych aspektów :)

1) Prawie dokładnie rok nie musimy odglądać Andrew i Romana w parlamencie. Nie ma już "bredgensów", paskowanych krawatów i setnego odcinka "Frankensteina" z tym ze straszącego głupotą.

2) Ale nadal mamy youtube i TVN24 :) kto tęskni może sięgnąć do wiekopomnych wystąpień ex-premierów.


3) Mamy dobrą muzykę :) Lilu dała ciała z deczka, ale wielkimi krokami zbliżają się premiery płyt Te Trisa, Jimsona, Afro Kolektywu czy Racy. W US Talib Kweli x 3 (Reflaction Eternal, projekt z Res i solo), Common, Evidence - na wszystkie czekam z niecierpliwością.

4) Lost! Od czasów Drużyny A żaden serial mnie tak nie wkręcił! I chyba nigdy nie miałem ochoty w takim stopniu dowalić komuś zza ekranu jak Sawyer'owi :p

5) Lody waniliowe z winogonami i orzechami włoskimi wyglądają świetnie :)

6) Nadchodzi Football Manager 2009 - już po zapowiedzi wiem że będę znowu zarywał noce jak kilka lat temu! To bedzie hit

7) Bohaterki "Jeansów" z płyty Lilu w końcu ubierają się na cebulkę i nie trzeba oglądać ich...walorów ;)

8) Bohaterki "Miami" Willa Smitha czasami nie ubierają się na cebulkę :) (szowinizm, wiem)

9) Już za...5 miesięcy wiosna!

10) Za 8 lato!

11) W między czasie: święta, sylwester, robienie ludzików z kasztanów i dokarmianie wiewiórek w parku żeby miały zapas na zimę :)

Pewnie jest tego więcej. Szukajcie a znajdziecie :)



Peace

czwartek, 25 września 2008

Taki sobie wpis bez celu

Ile już razy słyszałem komentarze że "od 2000 roku już żadna dobra płyta nie wyszła". Włączam Media Monkey i patrzę na daty płyt w obecnej playliście. Najstarsza to debiut Public Enemy i to tylko z powodu tekstu który obecnie piszę (o polityce w rapie). No i jeszcze cała twórczość Jean Grae bo zazwyczaj mam jakąś dyskografię czy to w iPodzie czy w playerze. Reszta rok 2008-2007.
No ale przecież to o niczym nie świadczy, po prostu słucham bieżąco wydawanych płyt. Więc ciągnę dalej ten wątek.
Wszystkie płyty jakich słucham oceniam sobie w skali od 1 do 5. Otwieram płytki z ocenami 4,5 i.....Na blisko 40 płyt z oceną 4 i pół - 7 jest sprzed 2000 roku resztą to głównie 2007. No ale nie wszystkie płyty których słuchałem oceniłem. Tak więc jedziemy dalej.

Rok 2007: Pharoahe Monch i jego wielki powrót właściwie we wszystkich serwisach oceniony najwyższą notą. Co prawda było marudzenie na inny styl niż choćby Simon Says ale jednak "Desire" to album wbijający w podłogę/glebę/asfalt - co chcecie.
Reedycja Hard Road - Hilltop Hoods - nokautująca australijska płyta z orkiestrą (prawdziwą!!) w tle.
Blue Scholars - wiadomo, nie ma co pisać.
Blu and Exile i tutaj się zatrzymam na dłużej. To z jakim impetem Blu wszedł na scene to pewnie nie jeden mainstreamowy raper mu zazdrości. "Below the Heavens" to płyta idealna w każdym calu. To że jej nie dałem do moich 20 ulubionych to moja głupota a nie słabość płyty. Trzeba tego posłuchać i koniec!
Po roku Blu wraca tym razem jako Johnson w płycie z Mainframe i po raz kolejny rozkłada na łopatki. Mówię to oficjalnie - Blu to jedne z przyszłych pionierów tzw. "pozytywnego hip hopu" i dodam że jak dla mnie przeskoczył choćby Commona którego ostatnia płyta była dla mnie jedynie dobra. Zapamiętajcie ksywkę Blu bo gwarantuje że chłopak jeszcze namiesza w tej grze.
Jedziemy dalej z 2007 rokiem Talib wydaje bardzo dobrą płytę, Phat Kat na płytach Dilli szaleje godnie reprezentując Stone Throw.
Pugz Atomz - kolejna bardzo dobra płyta o której pewnie nie zapomni dłuuuuugo. Kawałki takie jak Movement zapadają głęboko w pamięć.
Marco Polo - świetna płyta producencka dla ludzi lubiących mocne bębny. Living Proof - świetna melodyjna płyta, zaskoczenie dla osób które Living Proof mogą kojarzyć tylko z nazwa pewnego singla do którego bit bezczelnie Gorzkiemu zajebał Dj Premier.
Live Manikins, Jazz One, Panacea, Evidence!!!, PLakA czy Sandpeople - to wszystko artyści którzy przygrzali ostro w zeszłym roku. Czy od 2000 roku nie wychodzą dobre płyty? Odpowiedzcie sobie sami na to pytanie.


Blu & Exile "Blu Collar Workers"



Przepraszam za literówki ale nie chce mi się nawet walić w klawisze :)

środa, 24 września 2008

Warren G & Rapsody & Sissel - Prince Igor

Trochę ostatnio przypominałem sobie czego słuchałem za czasów liceum (wieki temu ^_^)
Jak na mój obecny gust wywaliłbym stąd Warrena i zostawił samą Sissel



mówisz masz....



Więcej Sissel? here you are



piękny głos :)

4hero - Les Fleur

Dzisiaj coś dla fanów Rubika :D (poor joke, I know). Jaram się jak po samozapłonie :)

poniedziałek, 22 września 2008

Przepis na dobrego rapera

Hipotetyczna sytuacja: mamy do dyspozycji laboratorium Dextera, ultramegatransfoidalnomolekularny przyrząd do kreowania ludzi z pożądanymi cechami. Pewnego dnia przychodzi do nas właściciel Universal Music Group i prosi żebyśmy stworzyli rapera idealnego bo jest posucha na rynku.



Po zaczerpnięciu informacji od najróżniejszych osób ze środowiska hip hopowego przystępujemy do mieszania składników.

Podstawowy składnik - umiejętność doboru bitów - nie ma zmiłuj. Muzyka to muzyka - rap jest tylko przystawką. Oczywiście można stworzyć kopie Tonedeffa który przez kilka lat będzie dawał swoje świetne teksty i skillsy na miernych podkładach ale przecież nie o to chodzi. "Dobra pętla broni się sama"

Pierwszy atrybut - świadomość. Nie ma nic gorszego niż raper który sam nie wie po co właził do studia. Zna 2 płyty na krzyż bo jego sąsiad słucha "rapów". On sam dość pilnie śledził Vive i wie że stojąc przed kamerą należy machać rękoma jakby się tonęło - to stwarza wrażenie autentyczności. Teksty - posklejane z kilku piosenek które usłyszał w dzieciństwie w "Ziarnie" doprawione plejada słów na literki k oraz h - żeby było groźniej i mroczniej. Ciuchy po tacie (200 kg zywej wagi) wyglądają bardzo gangstersko, nieprawdaż?
Odstawiając na bok ironie, świadomość - wiedza, cel, wyobraźnia. Coś co posiada wg mnie zaledwie kilku polskich raperów (a szkoda bo chciałbym wiecej dobrych polskich płyt). Wiedzą co robią, wiedzą po co to robią i wiedzą JAK to robią.

Następny składnik - flow (i umiejętność napisania tego bez błedu). W zasadzie bit i flow wystarczy. W końcu o to chodzi żeby słowo się kleiło z bitem. I jeszcze jedno - mówiąc że masz flow nie znaczy że je masz.

Teksty Podstawa - nie grafomańskie. Równie bardzo co nieświadomość rażą pseudo poetyckie teksty.
"Mietek to me imię,
urodziłem się w blaksu księzyca w ubogiej rodzinie
brzask poranka odkrył me oblicze
rolnika - co wozi teksty na bicie"
odcinam tlen

Podobnie rażą teksty przepełnione śmieszną ideologią - w polsce - hwdp. Bez rozwijania tematu bo nie lubie się powtarzać (już niedługo przyjdzie czas by więcej napisać na ten temat)
Pod ideologie podchodzą jeszcze te klimaty necro-podobne. Punch "zjem ci nerke" brzmi jak dowcip szpitalny a nie tekst z Silent Hill

Technika Trueschoolowy oręż :) Bardzo fajnie jeżeli raper potrafi składać rymy jak klocki lego - gorzej jeżeli wychodzi z tego kwadratowy kloc. Dlatego z tym trzeba uważać. Ideałem dla mnie jest "Black on both sides" Mos Defa. Mając słuchawki na uszach nawet nie wyczujesz za pierwszym razem podwójnych - wsłuchanie się otwiera.....uszy.
Mimo że lubię dinali to jednak tak te kwadratowe rymy są bardzo wyczuwalne i na dłuższą mete rażą.


Mieszając w rozsądnych proporcjach te składniki wyjdzie nam twór doskonały. Tylko pytanie - kto będzie w stanie słuchać doskonałości dłużej niż godzine? :) Hehe. Pozdrawiam i zapraszam już na dniach "Hip Hop i Polityka" czyli dwie dziedziny którymi zajmuję sie na co dzień. Co oczywiste ich granice są bardzo cienkie a jak bardzo - pokażę to już niedługo. Uprzedzam że będzie co czytać.

Peace

wtorek, 16 września 2008

Grzegorz Halama

Zdecydowanie mój ulubiony komik (kabareciarz). Każdy ma takiego głupka ukrytego w sobie ale nie każdy potrafi go pokazać w taki sposób.

Wywiad z Panem Józkiem






A teraz uwaga. Jeżeli coś jesz, przełknij, odstaw talerz, to samo tyczy się napojów. Ja oglądałem to jeszcze w telewizji i przez 3 dni mieśnie brzucha mnie bolały od rechotu. Ready..set go!

Kult mainstreamu

Zaczął się rok szkolny. No i w sumie się cieszę bo bydło (bez urazy) przynajmniej połowę dnia spędza w odosobnieniu od internetu, no chyba że wyrywają panny na internet w smartfonach. Ale nie o tym chciałem.
Im bardziej rap znika z mediów i życia codziennego przeciętnego polaka, tym bardziej widać podział jaki się dokonał w środowisku osób słuchających tej muzyki.

1) Plankton - czyli "K44 i pfka sa najlepsze, mam jedenaście lat i znam aż 20 piosenek hip hopowych wiec mnie do niczego nie przekonasz". magik rip

2) Narybek - osoby znające poza kalibrem i paktofoniczką także tedzika (tylko s.p.o.r.t i esende). Zawadzają o Eminema a 50 Cent się sprzedał

3) Okonie - Baunsiarze - Tede, Pih, Mes, Dirty South (z lekka). Z undergroundu PeeRZet i VNM. A, no i Smarkacz

4) Szczupaki - Wiedzą kto to Eis, Ash, WOCC. Znają polski underground i bardziej znane podziemie amerykańskie jak Dilated Peoples czy Black Star. Z takimi najłatwiej się dogadać bo zazwyczaj chcą poszerzac wiedzę

5) Węgorze - Stone Throw Rec to ich mekka. Polski rap tylko pobieżnie bo jest słaby. Rocznie sprawdzają 300 płyt z czego 2 słuchają więcej niż 2 razy.

6) Piranie - "Evidence to mainstream", "kto to jest fifty?". Słuchają tylko raperów którzy w last.fm mają mniej niż 1000 przesłuchań. Nie pogadasz.

7) Meduzy - czyli kobiety :) możesz sie strać jak tylko możesz, i tak beda znały wszystko to co ty plus wiele więcej. Wiedzą kto to Erykah Badu bez sięgania do wikipedii. Kochają wosk bardziej niż zakupy. Profile na last.fm wskazują na to że istnieją, zycie to weryfikuje dość boleśnie ;) nie no żart. Jedną meduzę spotkałem w życiu, jak już kiedyś wspominałem, kompleksy na jej punkcie mam do dzisiaj.


Progi ewolucyjne do Okonia włacznie to najgorsze co tej muzyce może się przytrafić. Nie można nikogo krytykować za brak wiedzy, wiem. Ale za ignorancje i uważanie się za wyrocznię już można. Rozwijając to co Northim napisał kiedyś o Ostrofilii - co to za śmieszny kult mainstreamu?
Właściwie to wszystko tyczy sie dość wąskiej grupki raperów: Tede, O.S.T.R., Magik, Pezet czy nawet Eldo. Każdy z nich ma swoją grupkę groupies w spodniach którzy zeżrą cie jeżeli tylko coś piśniesz na temat ich idola albo spróbujesz jakiegoś kota postawić wyżej.
Nie chce opisywać każdego z tych raperów osobno, każdego mniej lub bardziej szanuje ale to co się z nich robi - ikony rapu - to jest chore.
Hip hop to undergroundowa kultura wiec teksty typu "jakiś gostek z podziemia nie może być lepszy os ostrego" zasługują do publikacji w Popcornie ale na pewno nie do dyskusji nt. rapu.
O kulcie zmarłego artysty pisać nie będę bo już kiedyś to robiłem, ale to wszystko się łączy. Chyba właśnie w takich dyskusjach widać że kompletnie nie rozumiemy tej kultury i że zacytuje pewnego rapera "zajebaliśmy ją czarnym". To nie jest muzyka która ma na celu kreowanie idoli, bożyszczy. Ma dawać radość, refleksje, otwierać oczy. Ci co stoją za mikrofonem to zwykli ludzie (tak, nawet wasz ostr). Daje słowo że troche samozaparcia i sami moglibyście nagrać "Jazz w wolnych chwilach". Troche inaczej już by było z "Naturalnie" bo tam dochodzą wysokie umiejętności wypracowywane latami. Quasimoto to też raczej bardziej skomplikowana produkcja. Ale tak czy inaczej Te Tris i Madlib to zwyczajni ludzie.
Chyba nigdy nie zrozumiem zachowania takich 'znafcuf'. Nie rozumiem czemu w Polsce po prostu nie szanuje się dorobku artysty tylko robi się z niego Boga. To automatycznie zamyka słuchacza przed dobrymi produkcjami bo dzieciak słyszy później Esdwa i mówi "słaby, wolę paktofonikę". Litości. Obudźcie się bo bedzie za późno.
Proponuje zacząć słuchać rapu a nie idoli. Kończąc ten któtki wpis, zapraszam jeszcze raz na mój kanał na youtube (link poniżej), tam sporo dobrego polskiego undergroundu zebranego przez ostatnich parę lat. Big up!

Free Image Hosting at www.ImageShack.us

QuickPost Quickpost this image to Myspace, Digg, Facebook, and others!

poniedziałek, 15 września 2008

Kanał na Youtube

Otwieram kanał na youtube (w sumie to rozbudowuje). Rzadko spotykane kawałki głównie znad Wisły bo jak na Bronxie nie mają pierwszych nagrywek Mos Defa to skąd ja mam je niby mieć :)


Zapraszam. Gwarantuje miłe zaskoczenie.

czwartek, 4 września 2008

Medium - Seans Spirytystyczny



01. Opętanie
02. Wymieniam wachtę
03. Fundament
04. Kanał przerzutowy
05. U bram wszechświata
06. Fatality
07. Zainteresowania
08. Mówiono mi
09. Chemioterapia
10. Łapanka
11. Ożywiam posągi
12. Ideał
13. Daj mi zarabiać mózgiem
14. Któregoś dnia
15. Talizman
16. 24
17. Jeden krok
18. Przewodnik
19. Kalendarz
20. Spodziewam się końca świata
21. Uwolnienie

Link do płyty


Rzadko podejmuję się recenzji płyt, ale rzadko też któryś album wzbudza we mnie tak mieszane emocje jak "Seans Spirytystyczny".
Pierwsze co zwraca uwagę to tytuł i tracklista - z początku spodziewałem się czegoś w stylu Necro czy tez ogólnie klimatu psycho/death. Mile się zaskoczyłem już po pierwszym tracku, gdzie Medium pokazuje swoje nieprzeciętne umiejętności i nie ma tutaj nic z chorych klimatów. Głos....no właśnie, pierwsza sprzeczność. Ciężko się tego czepiać bo to raczej biologia a nie rozwój, ale mimo wszystko miałem wrażenie jakbym słuchał pierwszego lepszego undergroundowca tylko że nieźle osłuchanego z rapem i do tego potrafiącego to osłuchanie przełożyć na swoją płytę. Tak czy inaczej chłopak naprawdę potrafi świetnie zestawiać słowa, ładnie płynąć po bicie i co ważne - nie ma większych problemów z dykcją. Jedyny problem z rozróżnianiem słów miałem gdy przyspieszał ale możliwe że to tylko problem mojego słuchu.
Druga sprzeczność - tym razem u mnie - jest to pierwsza od dawien dawna płyta która przykuła mnie do siebie treścią. Co więcej, chyba pierwsza płyta która naprawdę mnie wzruszyła. Historie opowiadane przez Medium naprawdę poruszają, może nie jest to klasyczny storytelling, ale i tak nie pozwala się "nie wsłuchiwać".
O czym płyta jest? O życiu Medium - kieleckiego rapera a przede wszystkim człowieka co bardzo często powtarza i podkreśla w wieloraki sposób w tekstach. Jest o miłości do rapu, jest o polityce, o techno-dzieciach o pieniądzach - nic nowego. A jednak. Nie ma marudzenia, że nie ma pieniędzy i jest beznadziejnie (HG) nie ma pobożnych życzeń że już niedługo będę 100 dolarówką podpalał w splify (VNM) jest apel o możliwość zarobienia ROZSĄDNYCH pieniędzy.
Co ciekawe bardzo dobrze brzmią też śpiewane refreny, a już z pewnością lepiej niż te w wykonaniu Mesa czy Jimsona. Zresztą Medium wspomina o występach w teatrze - to słychać.
Na pewno nie jest to płyta do bujania się na imprezie, nie jest to płyta do samochodu raczej do posłuchania w wolnej chwili, niekoniecznie wieczorem (to nie płaczliwy charakter Grammatika).
Ciężko się przyczepić także do warstwy muzycznej. Jazzowo-Funkowe klimaty czyli to co tygrysy lubią najbardziej. Melancholijne momenty gdy Medium nawija o swoim synu i bardziej żywiołowe gdy "ożywia posągi" czyli jak to określa "typowych atletów i chłopców bez liceum". Scratche dorzucili DJ Ace (znany), Hałas (mniej), Vasquez i Musk (dla mnie obcy). Wszystko pięknie współgra z nawijką co jest zasługą TC który dokonał ostatecznego mixu.
Porozpływałem się w superlatywach to teraz czas na minusy. Dla mnie pierwszy olbrzymi - długość płyty. Godzina i piętnaście minut to zdecydowanie za dużo na płytę do słuchania w wolnej chwili. Biorąc pod uwagę to że nie znoszę przesłuchiwać albumów do połowy bardzo mi to utrudniało przesłuchanie tej płyty. Rada - najki, frotka, pulsometr, iPod i idę biegać, przy okazji posłucham Medium. Akurat będzie ta godzina z hakiem.
Gdybym miał się jeszcze na siłę do czegoś przyczepić to okładka - no ale to szczegół. W przeciwieństwie do tytułu i tracklisty, nie działa tak klimatycznie.
Gdybym miał dać porównanie do tej płyty to chyba najbliżej tych klimatów są Projektanci z tym że jak dla mnie Medium nagrał, lepszą, kompletniejszą płytę.

Nie ukrywam że byłem zaskoczony poziomem "Seansu..." tym bardziej że o Medium wcześniej nie słyszałem, no ale król pojawia się znikąd. Może nie król undergroundu ale miasta-Kielce, czemu nie. Mimo 21 lat widać dojrzałość u tego chłopaka, a do tego skillsy którymi wbił się już teraz do - kto wiem - może czołówki podziemia. Dla mnie jeden z kandydatów do tytułu albumu roku i poważny konkurent dla "Gorączki w Parku Igieł".

Przed nami jednak jeszcze premiery Lilu, Te Tris - na którego nowe solo czekam z niecierpliwością od lat, Jimson x2 (solo i z Projektem Nasłuch) z tym że tutaj jak zawsze można się spodziewać półrocznego opóźnienia. Do tego dochodzi Raca ze swoim LP na które również czekam od premiery "Znasz nas". Może AbraDab się rozwinął, Afro Kolektyw - to z pewnością będzie hit, może Pyskaty będzie słuchalny gdy nie będzie Piha w pobliżu mikrofonu (który też zapowiedział swoją płytę), Fokus - chociaż po nim niczego szczególnego sie nie spodziewam, Eldo przebąkiwał że będzie sprzedawał koleną płytę i to chyba tyle z ciekawszych pozycji na ten rok. Dobrze by było żeby chociaż połowa tych zapowiedzi się sprawdziła.

Peace

poniedziałek, 1 września 2008

My favr vol 2 - Rap spoza kraju Chopina cz.3

Jay-Z - Black Album



"If you're havin' girl problems I feel bad for you, son
I got 99 problems but a bitch ain't one"


Chyba najsłynniejszy refren hip hopowy i jedna z najbardziej znanych płyt. A jednak mimo wszystko - co jest rzadkie w takich sytuacjach - album-pierwsza klasa. Miało to być ostatnie LP Jaya w karierze - czas zweryfikował to dość znacznie bo od 2004 roku ukazały się jeszcze 2 płyty rapera z Brooklynu.
Nie przypominam sobie drugiej płyty na której było by tyle hitów i to nie śmierdzących plastikiem. Co więcej, nie przypominam sobie drugiej płyty która byłaby tyle razy remixowana: Grey Album, Green album, Silver, remixy Bobera czy też kolaboracja z Linkin Park - to wszystko materiały oparte na tych 14 trackach. Pozycja obowiązkowa nawet dla haterów Jaya-Z.
"99 Problems"



Mos Def - Black on Both Sides


Jest parę takich płyt które włączasz i na usta ciśnie się jedno słowo - klasyk. U mnie tak jest z "Black on Both Sides". Już sama okładka(a właściwie 2 strony) pokazuje że do czynienia ma się z albumem nietypowym. Po pierwszych 3 trackach już myślisz gdzie ubezpieczyć swój egzemplarz. Gdy skończysz słuchać dochodzisz do wniosku że żadna firma ci tego nie ubezpieczy na milion $.
Na tej płycie Mos Def pokazał to na co nie pozwoliła mu płyta z Kwelim - abstrakcyjną stronę jego rapu, a jednocześnie wierność korzeniom wyrażona, choćby w jego afrocentryźmie, czy też raczej jego pozytywnej odmianie.
Świetne klasyczne bity, podparte liryką Defa i jego offbeatowym stylem - to najlepsze podsumowanie te płyty.
"Ms Fat Booty"



Jurassic 5 - Quality Control


Cholerne truskule! Zupełnie jak ja, więc był czas że jarałem się jak dziecko tą płytą. Właściwie Chali 2na i reszta kontynuują to co zaczęli na "LP" z tym ze na lepszych bitach. Należy podkreślić duże powiązania między Jurrasic 5 a Zulu Nation - choćby ta zażyłość powinna skłonić do sprawdzenia tej płyty bo naprawdę coraz mniej jest ludzi którzy kultywują to na czym ta kultura miała się opierać.
"Quality Control"



The Roots - Phrenology


W całym zestawieniu nie mogło zabraknąć albumu Roots. Miałem mały dylemat (jak Nelly) którą płytę tutaj wepchnąć. Zdecydowałem się na "Phrenology" z jednego powodu - najwyraźniej ukazuje twórczość całego zespołu. Mieszanie tej całej jazzowej formy hip hopowej z rockiem czy nawet bluesem w dodatku na mikrofonie jeden z najlepszych MC IMO - Black Thought. Jakby tego było mało na bębnach ?uestlove - to co on wyprawia na tej płycie to poezja (wśród bębnów). Mało? Do tego dochodzą tacy goście jak Nelly Furtado, Talib Kweli czy Jungle Brothers. Mało? No więcej da ci tylko Firma :)
"The Seed (2.0)"



KRS ONE - Keep Right


Tego pana też nie mogło zabraknąć. Po raz kolejny narażę się pewnej nieokreślonej grupie osób ale dla mnie ta płyta to koniec KRS'a. Właściwie to dwóm grupom osób bo jedni uważają że Teacha skończył się na pierwszej płycie BDP a inni do dzisiaj uważają go za jednego z najlepszych. Jak dla mnie nie ma wątpliwości że szczyt formy to "I Got Next" z nieśmiertelnymi "The MC" czy "Step in to the World" natomiast tamta płyta miała kilka słabych momentów. Keep Right jest inne - tak samo "mocne" a jednak równiejsze od "I got next" (masło maślane z tego zdania powstało). W każdym bądź razie jak na moje ucho od 2004 roku KRS obniża loty do śmiesznego poziomu jak to jest na ostatniej płycie której nawet nie byłem w stanie przesłuchać w całości. Płyta z Marlem to właściwie jeden kawałek. Do tego dochodzą wywiady choćby ten o 50 Cent vs Kanye. Trochę bez sensu wypuszczać co roku LP skoro każde następne jest słabsze - no ale to tylko moja opinia. Mimo wszystko szacunek.
"Illegal Business"



Tonedeff - Archetype


Dobry raper ze słabymi bitami - to chyba naczęstsze określenie Tonedeffa reprezentanta QN5. Określenie które miało prawo bytu do ukazania się "Archetype". Nie zawaham się użyć tego słowa - klasyk, kolejny klasyk w tym zestawieniu. Po pierwsze mało kto potrafi tak za przeproszeniem zapierdalać na mikrofonie.
To kawałek z Extended Famm
Po drugie niewielu potrafi pisać takie linijki jak Tonedeff. Przykład - Porceline - dobra przyznam się, lubię kawałki o miłości :p szczególnie jeżeli mają taki poziom.
Po trzecie Tonedeff to raper kompletny - poza wspomnianą liryką i "giętkim językiem" ma świetną technikę, charakterystyczne flow i jak wspomniałem wyżej na "Archetype" w końcu dobre bity. Sprawdzać kto nie zna! :)
"Pervert" (dla osób powyżej 18 roku życia, reszta zamknąć oczy ;)



Kanye West - College Dropout


Heters, go into battle! Trochę mi minęła zajawka na takie samplowanie w stylu Westa, ale trzeba to docenić, że jeżeli chodzi o Rap oparty na soulowych samplach, nikt Kanye'emu raczej nie dorównuje. Można go nie lubić, uważać za wacka, ale obiektywnie patrząc - umiejętności ma, teksty też, talent do produkcji. Myślę że to takie ludzkie kopać kogoś kto osiągnął sukces. A przecież nie poszedł w stronę cruncku tylko trzyma się swojej wizji Hip hopu i ode mnie przynajmniej za to ma szacunek. Wybrałem tę płytę, bo drugie solo było dla mnie za bardzo przesycone "bajerami", natomiast ostatnia płyta tylko w połowie mi sie podobała. "College Dropout" ma wszystko czego wymagam od tego typu produkcji. No i misiek na okładce też fajny.
"Through The Wire"




Common -Electric Circus


Płyta szalona. Płyta zwariowana w swojej różnorodności. Płyta genialna. Common zrobił to o co chyba do momentu ukazania się Electric Circus mało kto go podejrzewał - odłożył na bok spokojne bity i zaszalał chłopak :)
Nie znajdziesz tutaj dwóch podobnych do siebie kawałków - każdy to osobna historia. Jedno się nie zmienia - Common to nadal Common. Przykład że czasami brak spójności to nie przeszkoda.
The Hustle


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


No i to koniec tej wyliczanki, dzięki wszystkim za opinie tym bardziej że zrobiłem to głównie dla siebie, zresztą tak jak piszę dla siebie, jednak komentarze mnie cieszą :)
Czego zabrakło? Długo by wymieniać, jak wspomniałem na początku zadanie trudniejsze niż z polskimi płytami bo w Polsce jest problem by zebrać ich 10 tutaj gdyby mi się chciało pisać to pewnie i z 50 bym wymienił bo nie jeden album wałkowałem dniami i nocami. Kilka pozycji to czysto sentymentalne dla mnie płyty, inne to klasyki które trzeba znać lepiej niż religijni muzułmanie Koran.
Zastanawiałem się mocno czy nie dodać do listy EMC ale to tegoroczna płyta i chyba boje sie oceniać czy wejdzie do tego mojego kanonu 20 ulubionych. Tak teraz patrzę...to brakuje CunninLynguists ale troche szkoda by mi było ich dawać kosztem którejś z tych płyt. Debiut Eminema, Das Efx, MF Doom i jego Operation Doomsday, Will Smith - Big Willie Style czy też płyty z Jazzy Jaffem - klasyczne Nightmare on my street z ich drugiej płyty.
El da Sensei, Gift of Gab, Phat Kat, Masta Ace czy też 50 Cent (żarcik, żarcik). Jednak to wszystko jest czysto umowne - ważne żeby zajawka kipiała :)

Peace

wtorek, 26 sierpnia 2008

My favr vol 2 - Rap spoza kraju Chopina cz.2

Jay-Z - Reasonable Doubt
RD

Dziwny jest ten świat chciało by się w tym momencie zaśpiewać. Pomimo rozwoju umiejętności, pomimo teoretycznie lepszych bitów to wg mnie nadal Reasonable Doubt pozostaje najlepszą płytą Jay'a. I to nie z sentymentu tak uważam bo to wcele nie pierwsza jego płyta którą przesłuchałem. Ciekaw jestem czy Biggie który dał (zresztą genialny featuring) na tę płytę wiedział już wtedy "co wyrośnie" z młodego Cartera - chyba najbardziej rozpoznawalny głos w rapie. Jedna z płyt typu "must have".
"Can't Knock the Hustle"

Jaylib - Champion Sound


Co się stanie jeżeli w jednym pomieszczeniu zamknie się 2 wybitnych producentów, da mikrofony, gości i każe im się nagrać płytę?
Powstanie Champion Sound w pełnym tych słów znaczeniu.
Świetna koncepcja na ten album polega na tym ze na zmianę słyszymy bity Dilli i Madliba. IMO Jay Dee jepiej wypadł co oczywiście nie znaczy że Madlib spartaczył sprawę - gdyby tak było to bym nie zamieścił tutaj tego tytułu.
Bębny J Dilla i "szaleństwo" Madliba do tego tacy goście jak Kweli, Percee P czy Guilty Simpson - z tego musił powstać klasyk i tak się stało. Kolejna nie łatwa w odbiorze płyta, ale bez dwóch zdań wybitna.
" The Red"

Dilated Peoples - The Platform


"aaa yo, The Platform, takes respect to perfect the artform
At times a battleground where rappers get their hearts torn"

Yeap, Jedna z ważniejszych płyt w całej historii hip hopu. Choćby dlatego że jeżeli się nie mylę to pierwsza płyta z LA o której było głośno, a która nie bazowała na gangsta stylu i nie kipiała g-funkowymi bitami. Kolejny dowód na to że opinie że po 95 roku nie wychodzą już dobre albumy są śmieszne. To jest prawdziwa perełka z kalifornii dzieci a nie...no właśnie :)
"The Platform"

Nas - Stillmatic


Jak to skończę to chyba już więcej sie nie pokażę publicznie :) Teraz narażę się fanom Nasa. Rozumiem miłość do Illmatica, World is yours czy One Love, ale gdybym miał wybierać pomiędzy Illmatic a Stillmatic chyba nie miałbym wątpliwości i wybrał ten drugi album.
Zaczyna się ostro bo od dissu na Jaya który moim skromnym zdaniem skończył ten beef (zresztą bardzo dobry i nie bez sensu jak te polskie) by następnie wprowadzić słuchacza w to za co miliony na świecie cenią Nasa. Mimo że znajdzie się kilku malkontentów marudzących na np "Rule" (moim zdaniem spoko kawałek) to jednak większość opinii jest bardzo pozytywna - w przeciwieństwie do Nastradamusa czy innych wpadek rapera z Queensbridge. Zdecydowanie płyta warta zapamiętania na długo.
"One Mic"

Talib Kweli and Mos Def are Black Star


Wspomniałem kilka dni temu o wpływie Black Star na dzisiejszy rap. Poszperałem troche w necie i miło mi się zrobiło że to nie tylko moja opinia. Jeżeli ktoś wierzy w przypadki to powinien posłuchać tej płyty - szybko mu te głupie myśli znikną. 3 geniuszy na jednej płycie z czego dwóch spotkało się "zupełnie przypadkowo". I "zupełnie przypadkowo" nagrali album który powala pod każdym względem. Na mikrofonie Kweli i Mos Def - proszę o przykład drugiego tak uzdolnionego duetu. Na bicie nastoletni Hi-Tek od którego już wtedy wielu powinno brać lekcje jak robić dobre bity. Można nie lubić Mos Defa, można warcześ na Taliba i nazywać go komercyjnym, można lać na Hi-Teka i mówić że do pięt nie dorasta Dr Dre, ale nie można nie znać tej płyty. A JA MAM NA WINYLU :)
"Definition"

Ostatnia część na dniach

piątek, 22 sierpnia 2008

My favr vol 2 - Rap spoza kraju Chopina cz.1

Przede mną zadanie trudniejsze niż poprzednio, bo przyszedł czas na rapsy głównie z USA. Nie wiedziałem czy wybierać te przeze mnie najbardziej cenione, czy też te, które najdłużej słuchałem, a może te do których wracam na okrągło - tak więc jest kompromis.

Nie udało mi się ograniczyć do 10, 15 więc jest 20 albumów, smacznego :)

Talib Kweli & Dj Hi-Tek (Reflection Eternal) - Train of Thought
RE

Jeżeli rap to monarchia to Train of Thought jest absolutnym królem, do tego kochanym przez obywateli. Nie znam osoby, która śmiałaby się nazwać ten album mianem słabego. Płyta, która ma wszystko, genialne bity z nieśmiertelnym The Blast(dla mnie najlepszy bit i klip w historii), czy Move Something królującym na bitwach freestylowych. Niesamowitą warstwę liryczną - może nie zawikłaną jak u Caniubusa, ale nie ma się do czego przyczepić. Bragga, sprawy społeczne, miłość, hip hop - tutaj jest wszystko. Do tego to pierwsze (prawie)solowe uderzenie Taliba, ale to uderzenia na miarę Tysona.
"The Blast"

Madvillain - Madvillainy
Mad

Płyta zdecydowanie nie na raz. Nawet nie na dwa. Mi dopiero przy trzecim przesłuchaniu "zabłysła" (a następnie gwaiazdy bo walnąłem rowerem w kierunkowskaz).
Zastanawiałem się ostatnio skąd się biorą klasyki. I doszedłem do niesamowicie inteligentnego wniosku(buahahaha), że....z nikąd :) Co prawda i Doom i Madlib gdy nagrywali to LP mieli już na koncie kilka płyt, zresztą w większości bardzo dobrych, ale to co stworzyli razem to już absolutne arcydzieło gatunku. Płyta jak wspomniałem niełatwa w odbiorze, ale jak już sie człowiek wkręci to gwarantuje - kradnie ładnych kilka dni z życia, głównie przez swoją spójność - dziwnie się słucha pojedyńczych tracków. Przykład jak z czystej zajawki można stworzyć płytę genialną.
"Accordion"

Common - Be
be

Jeżeli ktoś mnie zapyta o najlepszą płytę Kanyego odpowiem chyba zawsze to samo - "Be". To on w większości wyprodukował ten album Common, n-ty z kolei. Co prawda najlepszy bit jest moim zdaniem dziełem Jay Dee ale trzeba podkreślić że to Kanye wydobył z Commona to co najlepsze.
Często opisuję tę płytę jako "zapiętą na ostatni guzik". Każdy dźwięk ma swoje miejsce (jak w większości produkcji Westa), każdy wers idelanie pasuje do bitu. I wreszcie mistrz ceremonii - Common dla którego była to już 6 płyta. Po genialnych Like water for chocolate czy electric circus przyszła pora na kolejny klasyk. Mało jest tak genialnych artystów w ogóle w muzyce którzy każdą następną produkcją będą dawali jeszcze więcej słuchaczom. Chicago znowu udowodniło, że nie tylko wybrzeża potrafią robić dobry rap.
"Corner"

A Tribe Called Quest - Midnight Marauders
TCQ

Jazzy-Hip Hop - ładnie brzmi, nie? I to jeszcze jak. Nie zgłębiając ostatnich wydarzeń pomiędzy Q-Tipem i resztą grupy - Tribe Called Quest na dobre odcisnęło się w historii rapu i to w okresie gdy najtrudniej było się wybić. Początek lat 90' to pełnia złotego wieku - okresu w którym powstawało mnóstwo dobrych płyt i trzeba było nie lada szczęścia żeby zaistnieć. Jedak reprezentantom Queens się to udało i po dwóch udanych pierwszych płytach (z wyszczególnieniem The Low End Theory) wypuścili kolejny album. Płytę która moim zdaniem na dobre zmieniła oblicze rapu. Zadziałała podobnie jak kilka lat później Black Star. Zresztą nie bez powodu wiele osób mówi o czasach sprzed i po Midnight Marauders. Nawołując do najlepszych wzorców jak De La Soul chłopaki nagrali definicję rapu organicznego. To po prostu trzeba usłyszeć.
"Award Tour"

Talib Kweli - Quality
TCQ

Talib atakuje po raz kolejny. Do tej płyta Kweli'ego mam największy sentyment, bo ją jako pierwszą przesłuchałem. Nieśmiertelne "Get By", "Guerilla Monsoon Rap", "Good to You", czy poczatkowe "Rush"...na tej płycie na ma słabych kawałków, jest za to wszystko to czego każdy po Doom, Train of Thought i Black Star od Taliba oczekiwał - że po raz kolejny udowodni swój wyjatkowy talent do komentowania wszystkich aspektów żytcia i to w formie która porywa osoby nawet na codzień niesłuchające rapu. Tym razem bez Hi-Teka ale za to mając u boku takich producentów jak K.West, J Dilla, Ayatollah i Dj Quik Kweli zaprowadza kolejny zamach na mózgi słuchaczy. Jeden z niewielu artystów którzy potrafią znacznie wpłynąć na życie słuchacza - wiem to po sobie.
"Get By"

Evidence The Weatherman
EV

Narażę się pewnie teraz większości fanów Dilated People, ale dla mnie to nie Platform jest najlepsza płytą jaka wyszła od Ev. Za tę płytę uważam jego solo. To dość świeży materiał, więc przesadą byłoby mówić, że to klasyk jednak ma wszystko co potrzeba żeby owym klasykiem sie stać. Bity (w większości od Alchemist'a - nadwornego porucenta DP), teksty które zawsze były mocną stroną gości z Los Angeles, featuringi w tym genialny Sluga z Atmosphere oraz po prostu niesamowite flow Ev. Jeden z niewielu raperów którzy potrafią zdominować każdy bit - nieważne czy to melancholijne nuty przywodzące na myśle ulatującą parę z (zielonej) herbaty (pozdro Pe) czy to petarda na której umarłaby połowa raperów. Wchodzi Evidence i to on od tej pory rozdaje karty. Wszystko to tworzy niesamowity klimat. Mi się osobiście najlepiej tej płyty słuchało wracając po nocy do domu - ciemno wszędzie, głucho wszędzie w oczekiwaniu aż Evidence na bit wejdzie :)
"Chase The Clouds Away"

Time Machine - Slow Your Roll
TM

Kolejna płyta do której idealnie pasuje opis - kompletna. Scratche, bity, teksty, followupy, a nawet kawałki, które moga aspirować do miana hitów jak "Personal Ads". Jednocześnie bardzo niedoceniony krążek przez to pewnie tak ciężko osiągalny w "fizycznej" formie (jakby ktoś miał namiary najlepiej na wosk to pisać). Wg mnie album który trzeba przesłuchać i myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie bo to nie tylko truschool, ale także płyta do której najlepiej pasuje jedno słowo - amazing!
"Personal Ads"

Pozostałe pozycje jeszcze w ten weekend.

Druga część listy

Trzecia część listy

czwartek, 24 lipca 2008

V



na otrzeźwienie

My favr

Koniec sesji, koniec wakacji, wypowiedzenie na biurku dyrektora, czas złapać za przysłowiowe pióro.
Coś mnie ostatnio strzeliło, podejrzewam że to kolejny etap mojego zboczenia muzycznego, zakochanie w vinylach. Przez ostatnie lata moją kolekcję okupywały tylko 3 płyty których i tak nie mogłem słuchać bo złamałem igłę w gramofonie.
Nowy wzmacniacz, kolumny, odtwarzacz CD, gramofon i sąsiedzi nie mogą spać po nocach :)
Każdy kto słyszał muzykę z wosku pewnie wie o czym mówię. Niby dźwięk gorszej jakości niż z CD czy mp3 ale jednak.....prawdziwszy. No ale dobra, do rzeczy...




Tak się zbierałem żeby coś takiego sobie napisać. Uporządkowanie moich ulubionych płyt, artystów itd. Bardzo nie lubię oceniać która płyta jest lepsza jeżeli np obydwie mi się podobają, trochę to sztuczne. Dlatego poniższa listę należy traktować z przymróżeniem oka i niekoniecznie na serio przyjmować kolejności. Tym bardziej że na pewno czegoś tutaj brakuje.


Polskie płyty

1. Łona

Łona - Koniec Żartów

Dla mnie bezapelacyjnie najlepsza polska płyta ever! Minęło 7 lat od premiery a z tego albumu nadal bije świeżość jakiej nie ma żadna nowopowstała produkcja. Trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość, ironia, skillsy, bity - to wszystko tworzy klasyczną płytę do której warto ciągle powracać i odkrywać na nowo.

2. Conkretny

Conkretny element - To tylko My

Truskule pełną gębą. Świetne lajtowe bity, ciekawe tematy, miejscami naprawdę mocne linijki. Aż nie chce się wierzyć że to nie wyszło na legalu....Ja do tej płyty wracam średnio co 2 miesiące i chyba nigdy mi się nie znudzi. No ale "TO dla tych w których TO od zawsze żyło".

3.

Dinal - W strefie jarania i w strefie rymowania

"Świeży styl, nie ma co gadać
Obczaj, dobry rap zamiast braggadocio
Nie chwalimy się, nasz rap robi to za nas
Bo dobra pętla broni się sama
Bo dobra zwrotka nie wymaga reklamy
To nasz gra i uwaga wygramy"

Temu ostatniemu ciężko zaprzeczyć. Chyba najbardziej wyluzowana płyta w polskim rapie do tego świetna technika Wankeja ("jestem - VAN jak der Saar do KEJ jak KRS-ONE") w połączeniu ze świetnymi bitami. Każdy kto nie słuchał i się nie jarał powinien się teraz zaczerwienić i wbijać na allegro by kupić oryginał bo to mogą być już ostatnie sztuki (jeżeli w ogóle jeszcze są dostępne. Ja mam CD numer 566 a wosk jest w drodze)
Tak naprawdę ciężko rekomendować tę płytę gdyż tak jw. "broni się sama". Nie znasz - sprawdź - moja gwarancja że się nie zawiedziesz.

4.

Afro Kolektyw - Płyta Pilśniowa

Smutny, brzydki, nudny Afro Jaxx i jego równie smutna, brzydka i nudna grupa. Jedna z największych perełek "złotej ery polskiego rapu". Muzyka z żywych instrumentów, bardzo rzadko pojawiająca się w HH jest na pewno dużym atutem tej płyty. Drugim jest wspomniany Afro Jaxx który nawet swoje "R" potrafi zajebiście użyć w tekście ("Karl był czarnuchem który zbierał a ja białasem który sczerniał" - jedna z najlepszych linijek IMO). Na deszczowe dni :)

5.

Jimson - Gorączka w parku igieł

Are you flirting with me?
Płyta dla wszystkich którzy czują dreszcze oglądając po raz 10 Natural Born Killers i jednocześnie posiadają dystans do muzyki której słuchają. Ile ja się naczytałem rozkminek nt. tego jak to Jimson ze swoją panną polują na 13latki, a następnie między łykami rumu gwałcą je i zabijają to wystarczyłoby na wcale niekrótką powieść.
Chyba najbardziej klimatyczna polska płyta. Ze swojej strony polecam słuchać wracając do domu ok północy (wrażenia takie że ajjjjj). Mistrzostwo na bitach.

6.

Duże Pe/IGS/Dj Spox - Sinus

Najlepsza technicznie płyta i w sumie na tym mógłbym skończyć. Moim zdaniem na głowę bije Ciszę&Spokój gdzie jak na mój gust trochę za dużo bragga. Sinus to idealnie zrównoważony album gdzie jest miejsce i na mocne linijki

"Zmienię muzyki świat jak Charlie Parker
Zostawiam przy tym ślad jak czarny marker"

Jak i dla typowego za przeproszeniem biadolenia

"Nadwrażliwość to mój wróg, znak zapytania
Dorosłość jak początek umierania"

Jednym słowem - Klasyk. Dowód na to że w Warszawie ktoś potrafi rapować.

7.

Eldo - Eternia

Właściwie każde solo Leszka jest warte uwagi, większej lub mniejszej. Natomiast koło żadnej jego płyty nie można przejść obojętnie. Pierwsza była czymś co ją wyróżniało spośród ulicznego rapu jakim była przesiąknięta stolica (wyjątkiem mioże było Stare Miasto). Drugie solo to kontynuacja najlepszych momentów ze "Świateł Miasta". Płyta z Bitnixami - najgorzej wypromowany album. W dodatku duet producencki zjadł MC. "27" - wyraźny powrót to pierwszej solówki, odejście od "filozoficznego" rapu. A szkoda bo mimo miłości do bitów Bitnixów i mimo że uważam że Eldo najlepiej rapuje na ostatniej płycie to Eternia IMO wyróżnia się i to ta płyta zostanie zapamiętana przez wszystkich którzy nie pójdą za modą i nie przerzucą sie na techno czy disco polo.

8.

Smarki Smark/Kixnare/Dj Pysk - Moda na EPke (Najebawszy EP)

Jedna z EPek która miała największy wpływ na to że dzieci Paktofoniki nie kojarzą podziemia z kretami i górnikami. Jest tutaj wszystko co ma zawierać dobra płyta: bity, cuty, teksty i technika. Nawet jeżeli ktoś nie trawi "zmelanżowanego" flow powinien sprawdzić tę pozycję. Gwarancja że nie odklei się od niej przez miesiąc.

9.

Dizkret/Praktik - IQ

Ojciec chrzestny polskiego HH o którym niestety wiele osób zapomniało. Jedna z niewielu osób które pamiętają jak to sie zaczęło. Być może nie ma na koncie 500 demówek, 20 LP i 100 EP ale nie w ilości liczy się bogactwo twórczości. Każda płyta, czy to solowa czy na spółę była wyjątkowa.
"IQ" jest ostatnią "rapową" płytą Kreta, bardzo dojrzała i doskonale dopasowana do okresu w którym została wydana. Nie ma kurw rzucanych na hip hopolo, jest alternatywa. Nie ma wymuszanych podwójnych, są dobre rymy. Chyba najbardziej niedoceniona płyta.

10.

Fisz/Emade - Piątek 13

Na koniec zostawiłem polskiego Mos Defa (chce tego czy nie, Fisz na zawsze nim będzie). Kto nie nucił "Czerwonej Sukienki"? Kto nie zna "Polepionego"?
O okresie "Fru" wg mnie lepiej zapomnieć bo nawet odbierając tę płytę jako alternatywę to po prostu drażni.
Wspólna płyta z bratem to już zupełnie inna historia. Bity to klasa sama dla siebie. Tekstowo - takich porównań nie ma nikt w Polsce. Jeden ze szlagierów trzeciej ery polskiego rapu.



Jak wspomniałem na początku zestawienie jest sztuczne. Musiałem wyrzucić kilka albumów które zdecydowanie powinny się tutaj znaleźć jak np: Deobe/Dena, płyty Grammatików, "Nibyladnia" Ego, czy "Nastukafszy". Jednak drogą eliminacji powstał powyższy top10.

Bez rzucania terminów bo ich nie potrafię się trzymać, powstanie kontynuacja "My favr". Czekać :)


PS. Pierwszy raz od kilku miesięcy włączyłem tvn24...mam nosa, takiego cyrku to ja dawno nie widziałem. Blog ten miał być głównie hiphopowy ale tego nie przepuszczę!

To co za przeproszeniem odpierdolił Karski to po prostu skandal, to samo Szczypińska. Jeden strzał po Szkle Kontaktowym!

Modified by Blogger Tutorial

Czarny Czy Biały? ©Template Nice Blue. Modified by Indian Monsters. Original created by http://ourblogtemplates.com

TOP