Bez wstępu bo i tak za długo się zbierałem do napisania tego. Lets get down to business!
Polska jesień to taki piękny okres. Pomijając permanentny deszcz, poranne temperatury porównywalne z tymi w Moskwie, gnijące liście tworzące bagno na chodnikach, kolejne stopnie zacierania granic w wyglądzie pomiędzy studentami a studentkami UW po przerwie wakacyjnej, samochody ochlapujące cię czym popadnie to naprawdę piękny okres. Tak....
Jest o tyle dobrze, że większość raperów tylko w wakacje ma czas na nagrywanie materiału, albo przynajmniej ci warci uwagi mają wtedy czas.
- Tetris
- Łozo aka Pitahaya
- Proceente, Łysonżi, Onar
- Numer, Tede
- plus pełno OG Adamów, EsDoKów i innych Flamastrów MC próbujących szturmem przejąć scenę jadąc na czasownikowych rymach
Ostatnio rozgorzała niezła dyskusja na zaprzyjaźnionym blogu kolegi Dawida (aka Bartkos87 of RaportHH) nt, który już chyba został rozwałkowany milion razy.
"Jaki jest poziom polskiego rapu i czemu jest tak denny?"
Rozwinę to co tam napisałem w komentarzach.
Jak u nas wygląda "muzyczne wtajemniczenie"?
Rodzisz się, mama lub tata fałszują jakieś kołysanki do Twojej kołyski wywołujące traumę przez co nikt nie pamięta swojego niemowlęctwa. Później przedszkole, straszenie dzieci niedźwiedziami, co jak wstaną do rozszarpią twoje mięso na strzępy. Szkoła, czyli słuchamy wszystko co słucha większość (mój rocznik: Spice Girls, Samba De Janeiro zespołu Bellini i Smurfne hity do momentu, jak ktoś rzucił na języku polskim, że to siara słuchać niebieskich krasnali - wtedy mój świat się zawalił).
Jako taka świadomość muzyczna pojawia się dopiero w nastoletnim wieku i wtedy dopiero się oswajamy z gatunkiem muzycznym który nam pasuje albo słuchają go nasi znajomi i głupio nam powiedzieć że nam się nie podoba.
USA. Rodzisz się, siedzisz w kołysce, nikt Ci nie śpiewa, bo ma to gdzieś. Dzieciństwo spędzasz na ulicy, bo w domu nudno i od dzieciaka jesteś faszerowany rapem. Przynajmniej mam tu na myśli NY i czarne dzielnice Bronxu czy Brooklynu. Reszta postępuje metodą kuli śnieżnej.
No i pytanie - kto ma większe szanse żeby nauczyć się dobrze rapować? Czy chłopiec, który usłyszał po raz pierwszy rap jak rodziców nie było w domu i nie zabraniali mu słuchać przeklinających panów w szerokich spodniach, czy dzieciak który praktycznie nie ma do czynienia z inna muzyką niż hip-hopowa? Już nawet nie chodzi o środowisko, o graffiti, breaka i jakieś skażenie tą kulturą. Chodzi o zwykłe osłuchanie.
No i efekt jest taki, że w Polsce mamy max 10 raperów, których można nazwać mianem naprawdę dobrych i których rapu słucha się z przyjemnością a w Stanach co 10 raper, nawet debiutant nie potrafi sklecić rymu i wbić się w bit.
Skoro zapożyczamy od kogoś (sub)kulturę trzeba się liczyć z tym że zawsze to będzie wersja beta.
Ja tam się cieszę z tego co mamy, bo ta dziesiątka gwarantuje, że przynajmniej te trzy, cztery płyty na rok będzie można przesłuchać od początku do końca i podsumować krótkim ale treściwym "kurde, dobre!". A i ogonom, przy ogromnej pomocy producentów, udaje się nagrać czasami dobrą płytę ("Człowiek który chciał ukraść alfabet" choćby).
Nie inaczej jest i w tym roku. O Tecie już pisałem. Może jeszcze tylko mała erratka - bity mogły być lepsze, albo przynajmniej kilka z całej tracklisty. Szczególnie te spokojniejsze, wolniejsze kawałki (poza "Dwuznacznie"), aż same błagają o to żeby Part00 je wyprodukował. Świetną sprawą byłyby wersje a cappella, żeby każdy mógł sobie zremiksowac tę płytkę jak chce (coś jak Black Album i mielibyśmy "Trójznacznie", "DwuiPółznacznie" "Bezznacznie" :D). Ale myślę, że nie ma co na to liczyć. Tak czy siak, kandydat na płytę roku.
Mój drugi faworyt - Łozo aka Pitahaya. Czekałem na "Z lotu ptaka" z niecierpliwością, bo Łozo to jeden z niewielu gości na scenie który naprawdę ma jaja zarymować coś co na pewno wielu nie przeszło by przez gardło. Nowy album zdecydowanie odbija od poprzednich, naszpikowanych funkowym klimatem materiałów, gdzie znalazło się miejsce na mega porcję humoru, bragga, ale także poważnych tematów.
"Z lotu ptaka" to płyta może nawet nie tyle dojrzała (chociaż bez wątpienie taka jest) co osobista. Nie pod tym względem że Łozo pierze jakieś brudy ze swojego życia, nie. To raczej osobiste refleksje, które myślę ze ma każdy, ale nie każdy potrafi je nazwać czy wrazić w odpowiedni sposób. Warstwa muzyczna adekwatna do wersów i muszę przyznać, że przynajmniej u mnie ta płyta nie raz wywołała dreszcze na plecach.
Przyczepię się natomiast do okładki, a raczej książeczki, a raczej jej braku.... No strasznie dziwnie to wygląda, jak wyjmujesz okładkę rozkładasz, a tam........pusto jak w głowie Popka. Tak czy inaczej, to na pewno płyta warta polecenia. Chociaż jak już kiedyś pisałem - Łozo to nie jest raper dla każdego. Głos i flow mogą drażnić, jak np mnie Aesop Rock. Zbadaj na YT i później zdecyduj czy warto wydać że 2 dyszki. Ja wydałem i nie żałuję.
Aaaaaa jeszcze jedno co do Łoza. "Jeżeli czytasz te słowa z jpg'a - ok.....doceniam to że znalazłeś czas aby sprawdzić tę produkcję". Ilu polskich gwiazdek zdecydowało by się na te słowa? Ktoś ma ochotę się policytować.
Resztę jesiennych produkcji jeszcze w całości nie sprawdziłem. Numera jedynie, bo miałem rozbudzony apetyt po WFD na jego rap bez Tedzika. Zawiodłem się ogromnie.
I jeszcze taka sprawa związana z WFD, już trochę wyciszona ale nadal śmieszna.
"Już w sobotę dokładnie o godzinie 8:00 Hip-Hopowa Polska przeżyje wstrząs".
Ooooo przeżyła. Jeszcze nikt mi nie próbował wcisnąć vinyla za 213 zł (w tym koszt przesyłki, wow). Za Blackstar zapłaciłem niecałą stówę. Za unikat.
A tutaj dostaniemy (dostaniemy dopiero, bo premiera przełożona na 8 października) średnią lirycznie płytę, zremiksowaną zupełnie bez sensu, bo bity akurat były dobre i to za sumę, której nikt normalny nie wyda na materiał, którego nawet nie będzie możliwości wcześniej sprawdzić (ustawa o prawach konsumenta się kłania). No głupota z pierwszego tłoczenia.
Nie przyjmuję argumentacji, że to ograniczy krążenie tej płyty po Allegro - bo nie ograniczy. Nikt mądry jej co prawda nie kupi, ale idiotów nie brakuje. Ok, może postara się o nią kilka osób, które naprawdę mają woskowe zacięcie. Ale to koniec. Nie bomba - niewypał.
Czekam na wspólny projekt Weny i Rasa. Na bicie Ment. Długo się przekonywałem do solówki Weny, ale w końcu się wciągnąłem jakieś pół roku temu i od tamtego czasu czekam na coś nowego. Na pewno będzie ciekawiej niż z PeeRZetem i Racą. Tak jak LP Racy było dla mnie celem w tamtym roku, tak teraz kompletnie mnie nie rozumiem tego projektu. Jeden i drugi do siebie nie pasują i koniec.
Warto jeszcze rzucić światło na Stany. Tam okres wakacyjny nie jest szczególny bo prawdziwi raperzy do szkoły nie chodzą, to życie ich uczy (: i większość dobrych płyt zauważyłem wychodzi w pozostałe pory roku (szczególnie zima-wiosna, nie?).
Jay-Z lipa totalna. Za dużo oczekiwań, za mało chęci Jaya na nagranie czegoś ambitnego. Alex Goose - polecam sprawdzić jak ta płyta mogła brzmieć....
KRS'a i Buckshota jeszcze nie słyszałem, ale z tego co od każdego słyszę to się rozczaruję, a oczekiwania miałem ogromne.
Dwie grupy, które narobiły sporo szumu w ostatnich miesiącach: Slaughterhouse i La Coka Nostra wypuściły chyba najcięższe muzycznie i tematycznie płyty roku. Ja to chyba odwrotny jestem, bo zdecydowanie bardzie podeszło mi "Slaughterhouse". Może to nie moje klimaty i ich nie rozumiem, ale La Coka Nostra to dla mnie takie bicie piany - kompletnie nic nowego. Nie znam się, nie wypowiadam. Ale ze swojej strony jakoś specjalnie nie polecam. Slaughterhouse z niewiadomych mi powodów lepiej mi sie słuchało.
Może jeszcze słowo o producenckiej płycie Alchemista. Tutaj jestem kompletnie rozbity i nie jakością płyty tylko sprzecznymi emocjami. Pierwsze przesłuchanie to rozczarowanie poza trackiem z trzema raperami chyba, których najprzyjemniej mi się słucha tj: Evidence, Talib Kweli i Blu ("Therapy"). No zabrakło w tym tracku tylko Pharoahe Moncha. A wyobraźcie sobie płytę na wzór Slaughterhouse w właśnie takim składzie!!! Albo jeszcze dołączając Mos Defa w obecnej formie!!!!! Dobra, wracamy do rzeczywistości :)
Sprzeczne emocje do "Chemical Warefare", bo pomimo zupełnie innego stylu producenckiego w stosunku do tego jaki można było usłyszeć na płytach Dileted Peoples, to płyta jest naprawdę przyzwoita. Do tego stopnia, że przesłuchałem z 5,6 razy ani razu nie skacząc po trackach.
No i na deser, to czym żyje cała hip-opowa Polska....poza mną.
O wybrykach Peji pisać mi się za bardzo nie chce. Każdy wie o co chodzi, więc nie będę opisywał sytuacji. Powiem tylko tyle, że namawianie do publicznego linczu na szczeniaku, który pewnie kilka miesięcy temu dowiedział się o dodatkowym zastosowaniu penisa zasługuje na zapewnienie panu Rysiowi mydlanych przygód w jednym z zakładów karnych.
Nawet jeżeli tłumaczenia Peji nie mające sensu, ten sens by znalazły, nawet gdyby to był zabieg promocyjny (chociaż to jeszcze większy debilizm) to pokazanie tysiącom swoich nastoletnich i tak zalanych adrenaliną fanów jak się postępuje z osobami, które Cię obrażają to przegięcie. Choćby kilkanaście miesięcy w odosobnieniu świetnie by naszemu polskiemu Eazy-E pomogły.
Jakby tego było mało w ostatnich dniach dostaliśmy kolejny news. Początek beefu pomiędzy wyżej wymienionym, a Tede. Prędzej uwierzę w to, że wśród założycieli Blood&Honour był czarny, niż w to, że i jeden raper i drugi raper nie liczą teraz z chytrym uśmieszkiem na twarzy wzrostu sprzedaży płyt. Naturalnie, Tedego można zrozumieć, bo nie każdy lubi jak go obrażają, ale cyrków, które odstawia Peja zrozumieć nie sposób. I to już nie pierwszy jego wybryk.
Jestem w o tyle dobrym położeniu, że nigdy się nie jarałem rapem Peji, bo gdy nagrywał te swoje podobno najlepsze płyty to ja o istnieniu polskiego rapu nie chciałem słyszeć. Tak więc, mogę hejtować do woli. Tylko z drugiej strony, czy jest sens?
Myślę, że wszystkie te afery z udziałem Peji warto przemilczeć i w ogóle nie komentować. Tak jak nie komentuje się tego że najbardziej dorodne warszawskie drzewa rosną na cmentarzach. Ot, taka dobra maniera.
PS. Te dissy Tedego to kompletnie nic ciekawego. Nic
10 komentarze:
tY jakiś pojebany jesteś. najpierw piszesz na yt że magik był słaby (buahahahahhahaha) teraz że najlepszy polski i moze nie tylko polski diss to "nic ciekawego" i zachwalasz jakieś pizdy o których nikt nie słyszał. ILE PŁYT SPRZEDAL TEN CALY ŁOZO (co za hujowa ksywka).
dalej kurwa słuchaj tych ciot a rap zostaw prawdziwym graczom
ale mnie wkurwiają tacy znawcy. weź kurwa odśwież Kinematografię albo K44, chociaż pewnie nawet klasyków nie znasz bo wolisz jakiś zjebanych czarnóchów i hujowych raperów do pięt nie dorastających legendom sceny
:D nie wiem o co chodzi z tym magikiem ale śmiesznie to wygląda :D
Polski rap się skończył na PFK i K44.
hahaha ładny hejting poszedł ;d pjona Proks ;)
Bruli, miszczu, jestem z tobą!!
haha aż nie chce mi sie wierzyć że tacy ludzie istnieją xD
a najlepsze jest to że ja sobie nie przypominam żeby w ostatnim czasie bawił się z napinaczami z pfką i k44 wytatuowanymi w sercu
jakoś przestało to być zabawne :(
O kurwa... Proks, zazdroszczę, masz swojego hejtera ćwierćinteligenta. Ja też tak chcę :/. Niestety u mnie prawie wszystkie osoby komentujące trzymają poziom :D
Aha, i Dawid, a nie Bartek. Bartkos to chyba od nazwiska ma.
hehe no wiem że Dawid, nawet w GG mam tak wpisane, nie wiem co mi się pokręciło :p
zaraz poprawię
a co do hejtów to nie pierwszy który przywędrował z youtube ale poprzednie kasowałem. ten zostawię bo jest śmieszny :)
Dawid, Bartek - bez różnicy :D Bartek wołali na mojego ojca, a ma na imię tak samo jak autor pewnych bestsellerowych książek. Ot, takie to rodzinne jest ;)
Prześlij komentarz